Amazing Spider-Man #11-12/1996: Wrzask – J.M. DeMatteis, Mark Bagley

WRZESZCZ DO UTRATY TCHU

 

Psychicznego wykańczania Spider-Mana ciąg dalszy. Tak w skrócie można podsumować tę rozpisaną na dwa polskie numery „Amazing Spider-Mana” opowieść rodem z mrocznej ery komiksu. Opowieść, która – słusznie zresztą – została uznana swego czasu za jeden z dziesięciu najlepszych komiksów o Pająku jakie wydało TM-Semic.

 

W życiu Petera dzieje się coraz więcej i coraz gorzej, gdy „Saga Klonów” zbliża się wielkimi krokami. Po związanych z powrotem rodziców naszego bohatera wydarzeniach, Parker jeszcze się nie pozbierał, a oto już musi zająć się powrotem Shriek, która uciekła z Ravencroft. Co więcej zabrała ze sobą Carriona, którego uważa za swojego syna. Pościg za parą szaleńców zmienia się w coraz szybsze popadanie Petera we własny obłęd. Ale to zaledwie początek. Mary Jane decyduje się na krok, który może na zawsze odmienić ich coraz bardziej sypiący się związek, a May kończy w ciężkim stanie. Czy Spider-Man zdoła otrząsnąć się z tego, co szykuje dla niego los?

 

J.M. DeMatteis to bezwzględnie największy scenarzysta, jaki pracował nad „Spider-Manem”. To on dał nam genialne „Ostatnie łowy Kravena” czy wybitne historie z tomu „Spectacular Spider-Man” i to jemu zawdzięczamy „Wrzask”. A „Wrzask” to historia na wskroś dematteisowska, oferująca wszystko to, czego po tym twórcy możecie oczekiwać.

 

A czego konkretnie? Przede wszystkim psychologicznej opowieści – thrillera psychologicznego, a może horroru, jakkolwiek by nie patrzeć, najważniejsza jest psychologia właśnie, umysły bohaterów zaludniających strony i wynikające z tego konsekwencje. „Wrzask” to opowieść o szaleństwie, wzajemnych zależnościach graniczących z uzależnieniem, rodzinie, odpowiedzialności, miłości (tej zwykłej, tej przeżywającej kryzys i tej wypaczonej także)  i cierpieniu. DeMatteis stawia tu pytania o granice poczytalności i ponoszenia winy za swoje czyny przez osoby psychicznie chore.

 


Jest tu też świetna akcja, dobre tempo i niezapomniany klimat. Graficznie zaś Bagley wspina się na wyżyny swoich możliwości, oferując nam nastrojowy horror, w którym o dziwo niemal brak jest mrocznych scen. Świetnie narysowane postacie włącznie z ich mimiką, znakomite tła, jeszcze lepsze zabawy wszędobylskim światłem, rozbłyskami energii i tym podobnymi elementami, w połączeniu ze znakomicie dobranym kolorem, robi wrażenie. A dla tych spragnionych widoku seksownych, obdarzonych przez naturę kobiet też znalazło się całkiem sporo.

 

Słowem podsumowania, warto. I to jeszcze jak. „Wrzask” to komiks łączący w sobie to, co rozrywkowe, z wyższymi wartościami, ambicją i głębią. I robiący to w sposób, jakiego nie spotyka się zbyt często.

Komentarze