The Amazing Spider-Man #5/1997 Powrót znad krawędzi, cz. II: Potwory i inni ludzie / Powrót wygnańca, cz. II: Ostateczny termin – Howard Mackie, Tom Lyle, Tom DeFalco, Sal Buscema
Po chwili przerwy wracam do numerów Pająka z niesławną drugą „Clone Sagą”. Ten zeszyt to właściwie ciąg dalszy opowieści z poprzedniego zeszytu. Niestety słabszy, bo nie wykorzystujący potencjału, jaki miała całość. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal mamy tu do czynienia z naprawdę nienajgorszą rozrywką, którą jednak po części psuje słaby przekład polskiego wydania od TM-Semic.
Spider-Man walczy z Pumą, starając się ocalić życie
Nokturny. Problem w tym, że sytuacja, jak zawsze, komplikuje się coraz
bardziej. Czym zakończy się to starcie?
Tymczasem Ben, który nie mógł odrzucić narzuconego
mu dziedzictwa, stał się Scarlet Spiderem. Jako nowy superbohater staje do
walki z Venomem, nie mając pojęcia o jego faktycznym statusie. A to nie jedyny
symbiont, jaki czai się na horyzoncie…
Sporo akcji, niezłe scenariusze i ciekawa grafika –
tak w skrócie przedstawia się ten zeszyt. Zeszyt dość istotny, bo rozwijający postać
Scarlet Spidera, ale w odróżnieniu od poprzedniego, niewiele wnoszący do
całości. I zaczyna być tu odczuwalny brak spójności, może nie fabularnej, ale
graficznej na pewno. Wszystko przez to, że cała „Clone Saga” rozgrywała się na
łamach wszystkich serii o Spider-Manie, a także okolicznych bonusów wtedy
wydawanych. Koordynował to zaś cały zastęp autorów, co w konsekwencji
sprawiało, że sąsiadujące ze sobą zeszyty różniły się poziomem fabularnym i
graficznym, chociaż opowiadały tę samą historię.
Efekt finalny – i widać to już w tym zeszycie –
jest taki, że czytelnik czuje, iż trochę zbyt dużo osób przykłada do tego rękę,
trochę to przekombinowane twórczo… Na szczęście na razie tylko trochę, dlatego mimo
wad, rzecz wciąż warta jest poznania. Niestety, jak już wspominałem, przekład
to żenada - żeby ktoś aż tak nie znał języka polskiego, a jednocześnie brał się
za tłumaczenie? To, na co pomstowali fani w przypadku kolekcji „Superbohaterowie
Marvela” to naprawdę pikuś, w porównaniu do takich wpadek. Na szczęście da się
jakoś przymknąć na to oko. Choć z dużym trudem.
Komentarze
Prześlij komentarz