„Moriarty” mnie kupuje. Nawet jeśli nie zawsze mam
ochotę na taką opowieść, jak ta, każdy kolejny tomik wchodzi mi bardzo dobrze i
w przyjemny sposób. Bo to, co zaczęło się jako kolejna wariacja na temat
Sherlocka Holmesa, szybko zmieniła się w kawał bardzo dobrej serii z własnym
charakterem, dobrym klimatem i przesłaniem.
William, Jack the Ripper, Sherlock, Bond i
skorumpowany Scotland Yard. Wszyscy oni, na różnych polach, biorą udział w tych
samych wydarzeniach. To, co dla policji staje się szasną do ogłoszenia sukcesu,
jakim jest złapanie Rozpruwacza, dla Williama wygląda zgoła inaczej. Tymczasem
Bond infiltruje funkcjonariuszy, a sytuacja z każdą chwila komplikuje się coraz
bardziej…
„Moriarty” to taka seria, która znajduje się na
styku dzieła korespondującego z prozą Arthura Conana Doyle’a i samodzielnej
opowieści dla fanów takich klimatów, niekoniecznie znających pierwowzór. Twórcy
pod tym względem idą tu podobną drogą co autor „Pluto”, który na nowy grunt
zaszczepiał klasyk Osamu Tezuki. Tu i tam twórcy skupiają się wcale nie
najważniejszej postaci pierwowzoru – chociaż bohater ów niezmiennie obecny jest
w serii – a na kimś pobocznym, z jego perspektywy snując opowieść, która daleko
wykracza poza potencjalne ramy.
W „Moriartym” historia z założenia przecież
skupiona na kryminalnych sprawach, staje się jednocześnie opowieścią zarówno
przygodową, jak i społecznie zaangażowaną. O ile pierwowzór przygód nam nie
żałował – kto czytał prozę Doyle’a ten pamięta, że mieliśmy tam nawet iście
westernową akcję – o tyle już z tym wnikaniem w tematykę społeczną, problemy
tamtych czasów i tym podobne kwestie aż tak dobrze nie było. To były
opowiadania i powieści rozrywkowe, nie za ciężkie, proste dość przecież, inteligencji
nie stymulowały. Uwielbiam te teksty, ale nie mogę im zarzucić nadmiernej
ambicji. I nadmiernej ambicji nie ma też niniejsza manga, ale pewną posiada.
Obok tego, tradycyjnie, oferuje szybką akcję,
czasem widowiskowe walki czy wybuchy, czasem spokojniejsze sceny, pozwalające
nam wczuć się w realia. I w klimat wczuć się też dają, bo to całkiem nastrojowa
manga, której wydarzenia często rozgrywają się pod nocnym niebem albo w blasku świec.
Tu na scenę wkraczają rysunki, sterylne dość, niepozwalające sobie na szaleństwo,
ale rzemieślniczo udane, dopracowane, odpowiednio dozujące mrok i dynamikę. I
typowo mangową lekkość także.
Po prostu rzecz dla fanów. Dla fanów postaci,
klimatów tego typu, gatunku. Dobra, lekka, ale nie przesadnie rozrywka z nutą czegoś
ponad. Sympatyczna, nastrojowa i zapadająca w pamięć seria, którą warto poznać.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz