Moriarty #8 - Sir Arthur Conan Doyle, Ryosuke Takeuchi, Hikaru Miyoshi

CZY RIPPER ISTNIEJE?

 

„Moriarty” mnie kupuje. Nawet jeśli nie zawsze mam ochotę na taką opowieść, jak ta, każdy kolejny tomik wchodzi mi bardzo dobrze i w przyjemny sposób. Bo to, co zaczęło się jako kolejna wariacja na temat Sherlocka Holmesa, szybko zmieniła się w kawał bardzo dobrej serii z własnym charakterem, dobrym klimatem i przesłaniem.

 

William, Jack the Ripper, Sherlock, Bond i skorumpowany Scotland Yard. Wszyscy oni, na różnych polach, biorą udział w tych samych wydarzeniach. To, co dla policji staje się szasną do ogłoszenia sukcesu, jakim jest złapanie Rozpruwacza, dla Williama wygląda zgoła inaczej. Tymczasem Bond infiltruje funkcjonariuszy, a sytuacja z każdą chwila komplikuje się coraz bardziej…

 

„Moriarty” to taka seria, która znajduje się na styku dzieła korespondującego z prozą Arthura Conana Doyle’a i samodzielnej opowieści dla fanów takich klimatów, niekoniecznie znających pierwowzór. Twórcy pod tym względem idą tu podobną drogą co autor „Pluto”, który na nowy grunt zaszczepiał klasyk Osamu Tezuki. Tu i tam twórcy skupiają się wcale nie najważniejszej postaci pierwowzoru – chociaż bohater ów niezmiennie obecny jest w serii – a na kimś pobocznym, z jego perspektywy snując opowieść, która daleko wykracza poza potencjalne ramy.

 

W „Moriartym” historia z założenia przecież skupiona na kryminalnych sprawach, staje się jednocześnie opowieścią zarówno przygodową, jak i społecznie zaangażowaną. O ile pierwowzór przygód nam nie żałował – kto czytał prozę Doyle’a ten pamięta, że mieliśmy tam nawet iście westernową akcję – o tyle już z tym wnikaniem w tematykę społeczną, problemy tamtych czasów i tym podobne kwestie aż tak dobrze nie było. To były opowiadania i powieści rozrywkowe, nie za ciężkie, proste dość przecież, inteligencji nie stymulowały. Uwielbiam te teksty, ale nie mogę im zarzucić nadmiernej ambicji. I nadmiernej ambicji nie ma też niniejsza manga, ale pewną posiada.

 


Obok tego, tradycyjnie, oferuje szybką akcję, czasem widowiskowe walki czy wybuchy, czasem spokojniejsze sceny, pozwalające nam wczuć się w realia. I w klimat wczuć się też dają, bo to całkiem nastrojowa manga, której wydarzenia często rozgrywają się pod nocnym niebem albo w blasku świec. Tu na scenę wkraczają rysunki, sterylne dość, niepozwalające sobie na szaleństwo, ale rzemieślniczo udane, dopracowane, odpowiednio dozujące mrok i dynamikę. I typowo mangową lekkość także.

 

Po prostu rzecz dla fanów. Dla fanów postaci, klimatów tego typu, gatunku. Dobra, lekka, ale nie przesadnie rozrywka z nutą czegoś ponad. Sympatyczna, nastrojowa i zapadająca w pamięć seria, którą warto poznać.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze