Ona i jej kot - Makoto Shinkai, Naruki Nagakawa

ONE I KOTY

 

Naruki Nagakawa nie jest pierwszą osobą, która podjęła się adaptacji debiutanckiego, krótkometrażowego filmu Makoto Shinkaia. Ale na pewno jest autorem, który najmocniej rozbudował oryginalną miniaturkę. Jednocześnie zrobiła to z szacunkiem i wręcz poetycką czułością, zapewniając dobrą lekturę zarówno miłośnikom twórczości Shinkaia, jak i nowym odbiorcom.

 

Cztery kobiety. Ich życie. Codzienność. I relacje z kotami. Kotami, które przyglądają się ich życiom, troskom, problemom, radościom…

 

Fanom mangi i anime Makoto Shinkaia przedstawiać nie trzeba. Może i jego filmy nie trafią do polskich kin ani nie dostają rodzimych wydań na nośnikach cyfrowych – a szkoda, bo najczęściej to absolutnie wielkie produkcje – ale m.in. mangi na podstawie jego filmowych hitów goszczą nad Wisłą regularnie. I właśnie w takiej formie zawitała do nas też opowieść „Ona i jej kot”. Filmowa wersja tej historii była uroczą krótkometrażówką. Komiksowa rozbudowana została do formy pełnego tomiku, z silniej zaakcentowanym życiem codziennym, emocjami i większą ilością wątków fabularnych. Tymczasem wersja powieściowa rozbudowuje ilość bohaterów, wątków i sam świat.

 

Z czym mamy tu do czynienia? Na podstawowym poziomie z tym samy,  z czym w filmie i mandze, czyli prostą, smutno-śmieszną historią o samotności, próbach odnalezienie się w świecie, do którego bohaterowie wydają się nie pasować i szukaniu własnego miejsca. A przy okazji o nasyconych uczuciami relacjach na linii człowiek-zwierzę. Relacjach ujmujących, czasem uroczych, czasem podszytych goryczą.

 

Nagakawa przepisując Shinkaia, robi to w sposób o tyle prosty, co skuteczny. „Ona i jej kot” to nie light novela, ten specyficzny japoński twór dla młodzieży, łączący bardzo nieskomplikowany styl z ilustracjami, a zwyczajna powieść. Oszczędna w słowach, może literacko nie jest wybitna, ale dobrze napisana i dobrze rozbudowująca to, co znaliśmy do tej pory. Ma swój urok, potrafi wywołać emocje, a w swej prostocie i braku skomplikowania, po prostu ujmuje. Może zastąpić film, może też zastąpić mangę, lepiej jednak patrzeć na nią, jako na uzupełnienie wcześniejszych utworów, pozwalające odkryć je na nowo.

 

Każdy zatem, kto lubi obyczajowe, nietypowe historie, po „Ona i jej kot” może sięgnąć śmiało, na pewno się nie zawiedzie. Tak samo, jak fani Shinkaia. Bo czy książkę traktować jako dodatek, czy też podejść do niej bez znajomości pierwowzoru, sprawdza się dobrze,

Komentarze