„Kapitan Majtsa” się skończył. „Dogman” się
skończył. Ale Dav Pilkey nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w miejsce
obu tych legendarnych i świetnych serii pojawił się właśnie nowy tytuł.
„Superkot”, bo o nim mowa, to spin-off „Dogmana”, ale jednocześnie samodzielna
rzecz, która nie wymaga od nas znajomości czegokolwiek, ale za to oferująca
porcję szalonej, nieokiełznanej rozrywki dla całej rodziny.
Witajcie w Komiksowym Klubie Superkota, zwanym też
Komiksowym Klubem Kocia Pecia, w skrócie KKKP. To tutaj szalone, rozbrykane
młode kijanki stają przed zadaniem nauczenia się, jak tworzyć komiksy i przy
okazji napisać i narysować własne dzieła. Co wyjdzie z tych zmagań?
Chociaż, jak wspominałem na wstępie, „Superkot” to
opowieść nadająca się dla nowych, nieznających wcześniejszych prac autora
czytelników, ale warto pamiętać, że wszystko, co dotąd z dzieł Dava Pilkeya
wyszło na polskim rynku w ten czy inny sposób się ze sobą łączy. Podstawą tego
uniwersum jest „Kapitan Majtas”, seria o przygodach dwóch psotnych chłopców,
którzy uwielbiają tworzyć komiksy. Jednym z nich była seria „Kapitan Majtas”,
która się w dziwny sposób urzeczywistniła – więcej nie zdradzam. Ale przed nią
stworzyli jeszcze „Dogmana”. A „Superkot” to rzecz zaludniona postaciami
znanymi z „Dogmana”. Wszystko to składa się na jedno wielkie uniwersum, a
zarazem każdy z jego elementów jest samodzielny i zamknięty.
Przede wszystkim jednak całość, jak i każda jej
część z osobna warta jest poznania i nie inaczej jest z „Superkotem”. Komiks
ten to szalona zabawa formami i treścią, zbierająca różne historie, połączone
ze sobą za sprawa fabularnej klamry, jaką jest tytułowy Klub Komiksowy. Dużo
żartów, dużo absurdalnych sytuacji, sporo akcji i całe mnóstwo dobrej zabawy
dla dzieci – tych małych, jak i dużych także. Bo może i całość jest prosta,
temu nie zaprzeczy nikt, momentami nawet bardzo. A jednak swój niezaprzeczalny
urok posiada.
A graficznie? Rzecz również na tym polu jest
nieskomplikowana, a zarazem różnorodna. Całość od początku do końca wygląda,
jak rysowana przez dzieci, bo z założenia rysowana jest przez bohaterów
wykreowanych przez Pilkeya. Ale tym razem jeszcze inni, bo bohaterowie
wykreowanych przez nich komiksów, serwują nam swoje prace. Czasem są więc one
prostymi, czarnobiałymi szkicami, czasem komiksem złożonym ze zdjęć, za każdym
razem jest to jednak coś sympatycznego.
Szalone, prawda? Ale taki już jest ten świat.
Świat, którego nie sposób nie polubić. Czy zatem „Superkot” będzie Waszym
pierwszym z nim spotkaniem, czy może uzupełnieniem dotychczas znanych już
lektur, zabawa będzie tak samo udana.
Dziękuję wydawnictwu
Jaguar za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz