„Armada” to jedna z najważniejszych serii
komiksowych mojej młodości. Serii, których niestety, kiedy ukazywała się po
polsku po raz pierwszy, nie miałem okazji skompletować, a co za tym idzie,
także i w całości poznać. Ale niedawno wróciła w zbiorczych tomach i w tej
chwili na rynku pojawił się już trzeci z nich, a ja wracając do niej po latach
bawię się za każdym razem równie dobrze, jak wtedy, gdy jako nastolatek
odkrywałem ją po raz pierwszy. A trzeci tom przyniósł mi nie tylko porcję
znakomitej rozrywki, ale też i sporo momentów jakże istotnych dla serii i jej
głównej bohaterki, Navis.
Navis znów musi mierzyć się z problemami. Miała wziąć
udział w misji zajęcia się groźnymi terrorystami, wszystko szło dobrze, zdobyła
ich zaufanie i… Właśnie, jej misja zostaje przerwana a ona nie ma najmniejszego
pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
Potem nasza bohaterka wraca na planetę Hotów, by
odkryć własną przeszłość, która najwyraźniej została z jej umysłu wymazana. Niestety,
to co musi zrobić, by tego dokonać, ściąga na nią zagrożenie. Czy ścigana przez
oddziały Armady Navis zdoła poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania?
W kolejnej opowieści będzie musiała odszukać
swojego przyjaciela, Bolo w świecie rodem z dawnej Japonii. Ale tak naprawdę to
zaledwie wierzchołek góry lodowej. Na koniec zaś Navis będzie musiała zapobiec
zamachowi na Rib’wunda i odkryć gigantyczny spisek!
Pierwszy tom zbiorczego wydania „Armady” skupiał
się na eksplorowaniu różnych gatunków fantastyki, w bardzo niezależnych od
siebie opowieściach. Tom drugi przyniósł pewną zmianę, bo mniej już było
gatunków do eksplorowania, za to twórcy skupili się na bardziej złożonej akcji,
rozpisanej na więcej albumów i bardziej wymagającej od czytelników znajomości
poprzednich części. I na to samo stawiają też w tomie trzecim, jeszcze bardziej
zagęszczając akcję i dorzucając większą dawkę sensacyjnych elementów. Ale na szczęście
nie zmieniają one jakości i odbioru serii nawet jeśli za sensacja i
terrorystami nie przepadacie.
Największym plusem tego tomu jest powrót do
klimatów części pierwszej – choćby na chwilę – i zajęcie się przeszłością
Navis, jej dzieciństwem (zabawnie rozwijanym potem w „Kronikach Armady”) i
sekretami. Czy na wszystkie pytania dostaniemy odpowiedzi? To kwestia, którą
lepiej zostawić do odkrycia sobie samemu, ale na pewno żaden fan nie będzie
zawiedziony, a całość jeszcze bardziej zaostrzy jego apetyt na dalsze części. Ja
jestem z tego tomu bardzo zadowolony, tak fabularnie, jak i graficznie.
A skoro o grafikach mowa, „Armada” na tym polu jak zwykle
zachwyca. Philippe Buchet to prawdziwy geniusz, który po mistrzowsku oddaje
wszystkie aspekty opowieści: urodę, seksowność i mimikę Navis, bogactwo
kosmicznych ras, różnorodność i niezwykłości obcych światów, złożoność
technologii, multum detali, odmienność estetyk i epok czy wreszcie klimat i
dynamikę. Ogląda się to wprost wyśmienicie, czyta równie dobrze, więc jeśli
jeszcze jakimś cudem „Armady” nie znacie, poznajcie koniecznie. Warto. Dla mnie
to jedna z najlepszych serii science fiction, jakie w ogóle czytałem i po
prostu kawał dobrego komiksu.
Dziękuję wydawnictwu Egmont
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz