Bajka na końcu świata #7: Ognie na niebie – Marcin Podolec

DOM NA KOŃCU ŚWIATA

 

Omawiając ostatnie nowości od Kultury Gniewu przy okazji „Incela” pisałem, że to chyba najlepszy polski komiks, jaki czytałem w tym roku. Za to „Bajka na końcu świata” to zdecydowanie najlepsza rodzima seria komiksowa dla młodych czytelników właściwie od wielu lat. I każdy tom, a najnowszy nie jest tu żadnym wyjątkiem, jedynie potwierdza jej klasę i udowadnia raz za razem z jak świetną rzeczą mamy tu do czynienia.


Wiktoria, Bajka i cała reszta ich szalonej ekipy nadal wędrują za światłem. Problem w tym, że niektórzy coraz bardziej zaczynają wątpić w sens tego wszystkiego, tym bardziej, gdy zaczyna brakować jedzenia, a na domiar złego spada śnieg. Nie mogąc znaleźć pożywienia, nie wiedząc właściwie co teraz zrobić, nas bohaterowie kontynuując swoją wędrówkę i starając się nie tracić ducha, w końcu natrafiają na dom. Ale czy będzie on dla nich ratunkiem?

 

„Bajka na końcu świata” to taki twór specyficzny, w którym Podolec wziął to, co dla dorosłych – koniec świata, zagłada, szukanie bliskich w ruinach cywilizacji – i z sukcesem zaszczepił na grunt dziecięcej opowieści o wyprawie, która staje się rytuałem przejścia ku swoistej dorosłości. W konsekwencji powstała naprawdę urocza i ujmująca seria, prosta, jak proste są opowieści dla najmłodszych, ale tak znakomicie wykonana, że i niejednemu dorosłemu przypadnie do gustu. Mi osobiście przypadła i to bardzo i przyznam szczerze, że niecierpliwie czekam na ostatni tom, by raz jeszcze zasiąść do serii i przeczytać ja jednym tchem. Oby jednak „Bajka” była z nami jeszcze długi czas, bo jest tego warta.

 


Podolec swoją opowieść snuje z godna pozazdroszczenia konsekwencją. To wszystko można było opowiedzieć na standardowych kilkudziesięciu planszach, zamknąć i zakończyć. I też by satysfakcjonowało. Ale on, jak np. Stephen King w swoim „Bastionie”, do celu się nie spieszy. Wie, że historia, która drogą stoi, o tej drodze musi opowiadać jak najdłużej, ale jednocześnie nie może tego robić w nieskończoność, a na pewno nie docierać do momentu, w którym ta podróż odbiorcy się znudzi. Oczywiście za łatwo bohaterom być nie może, zbyt szybko pójść im też nie powinno, bo mimo szalonych koncepcji zmiennokształtnych bohaterów i gadających zwierząt, Podolec stara się opowiedzieć rzecz w miarę realistyczną. Bajkową, ale prawdopodobną. Jest więc lekko, ale nie za lekko, jest kolorowo, ale nieprzesadnie i jest przyjemnie, chociaż nad wszystkim tym unosi się duch smutku i tragedii.

 


Mnie to kupuje i satysfakcjonuje. Świetna rzecz dla dzieci, bardzo dobra też dla starszych, tych dorosłych czytelników również. Jeśli mają w sobie coś z dziecka, a większość z nas jeszcze chyba to ma, będą zadowoleni.

 

Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.




Komentarze