Czwarty z sześciu tomów to już rzecz nieco inna od
poprzednich części. Dotychczas każdy album wypełniała głównie jedna duża
opowieść, wspierana przez dodatki czy jakieś krótkie komiksy. Teraz dostajemy
zbiór różnych historii z Kajkiem i Kokoszem, na dodatek należących do tych
najbardziej znanych i rozpoznawalnych, jak np. „Szkoła latania”, którą
przerobiono m.in. na słuchowisko czy grę karcianą, „Wielki turniej” czy „Na
wczasach”, która na dodatek idealnie nadaje się na wakacje. Ale zmiana długości
historii nie wpływa na odbiór całości i ten komiks wart jest poznania równie
mocno, jak poprzednie i sięgnąć powinien po niego każdy, kto jeszcze nie miał
okazji czytać tych albumów.
W tym albumie dzieje się, jak zwykle dużo.
Zbójcerze chcą podbić gród naszych bohaterów i wpadają na iście szatański
podstęp, który może im to umożliwić. Potem nadchodzi czas… wczasów, ale te też mogą przysporzyć kłopotów. W kolejnej historii Zbójcerze postanawiają zarazić
kasztelana, a na koniec czeka nas jeszcze problem z Milusiem!
Przygody „Kajka i Kokosza” zacząłem poznawać lata
temu od zebranych tu komiksów. Ukazywały się wówczas w kioskach,
kolekcja zaczęła się od „Szkoły latania”, czyli chyba najsłynniejszej części
cyklu i to właśnie był mój pierwszy komiks z serii. Mam więc do niego wielki
sentyment, ale jednocześnie mimo upływu lat wciąż uwielbiam tak samo, jak lata
temu. I co z tego, że rzecz niezmiennie sprawia wrażenie polskiej odpowiedzi na
„Asteriksa” (choć należy pamiętać, że to przodkowie postaci przez Christę
wymyślonych o wiele wcześniej), jak mają swój własny, niepowtarzalny swojski
charakter. I nadal są znakomite.
Poza tym ten tom to także swoiste nowe otwarcie. Co
to znaczy? A to, że wspomniana „Szkoła latania” to pierwszy albumowy „Kajko i
Kokosz”, który pojawił się w roku 1975, po trzech latach publikowania
odcinkowych przygód dzielnych wojów na łamach „Wieczoru Wybrzeża”. To jednak
nie zmienia nic, bo seria fascynuje i pobudza wyobraźnię. Ma w sobie ujmującą
naiwność, ma niezwykłe, przemawiające do wewnętrznego dziecka każdego z nas
wizje, świetny klimat, równie doskonały humor, akcję, zabawę różnymi schematami,
ponadczasowe przesłanie itd., itd. Długo można by wymieniać, ale każdy wie, o
co chodzi.
Jeśli chodzi o szatę graficzną, rysunki Christy jak
zwykle zachwycają swoją cartoonowością i dopracowaniem, dzięki czemu kadry są
iście gotycko wypełnione niby prosto ukazanymi, ale robiącymi wrażenie detalami.
A jest jeszcze świetny kolor i rewelacyjne, pełne dodatków wydanie, które na
każdym polu wypada doskonale.
Czy muszę dodawać coś więcej? „Kajko i Kokosz” to
klasyka i klasa sama w sobie. Jedna z tych rodzimych serii, które poznać
koniecznie trzeba, ale przede wszystkim po prostu warto. I nie ważne ile macie
lat, będziecie tak samo zachwyceni.
Dziękuje wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz