Folwark Zwierzęcy – George Orwell

ŚWINIE DORWAŁY SIĘ DO KORYTA

 

Dosyć sztywną mam szyję

I dlatego wciąż żyję

Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje

Umysł mam twardy jak łokcie

Więc mnie za to nie kopcie

Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie

- Jacek Kaczmarski

 

Są takie klasyki, że pisać o nich już nawet nie wypada, bo wszystko powiedziano, niejednokrotnie zresztą. I powiedziano też lepiej, niż pewnie da się powiedzieć teraz. Ale skoro rzecz wraca po raz kolejny, w nowym wydaniu, z nowym przekładem, nie wypada milczeć. Bo może i każdy zna to dzieło, ze słyszenia choćby, ale to jedna z tych powieści, które warte są tego, by wciąż je przypominać i by krążyły gdzieś tam w naszej świadomości.

 

Farma pana Jonesa to miejsce, które nie podoba się zamieszkującym ją zwierzętom. Nie podoba im się ludzki ład, ludzka władza, jaka tu panuje, dlatego pewnego dnia decydują się na rewolucję. Buntują się, pokazują, na co je stać, pokazują, kto tu rządzi… Wszystko ma być pięknie, ma powstać raj, prawdziwa utopia. Władza ma zniknąć, bo jest niepotrzebna, skoro wszystkie zwierzęta są równe, zniknąć mają problemy i harówka, ale okazuje się, że to tylko mrzonki. Niektóre ze zwierząt uważają się za lepsze od innych, zaczynają rządzić pozostałymi, a im większą mają władzę, tym większej pragną. Czym skończy się nakręcanie tej spirali, od której wszyscy chcieli przecież uciec?

 

Orwell w swoim życiu stworzył niejedno dzieło, ale teraz, kto z nas kojarzy go jako autora „Na dnie w Paryżu i w Londynie”, „Córki proboszcza” czy „Braku tchu”? Jeśli mówi się o Orwellu, to mówi jako o autorze dwóch pisanych w latach 40. powieści: „Folwarku zwierzęcego” i tworzonego już właściwie na łożu śmierci „Roku 1984”. „Rok 1984” w kolekcji „Wehikuł czasu” pojawił się jakiś czas temu. I dobrze, bo pasował idealnie. Z „Folwarkiem” można się wahać, spierać, bo fantastyka to jako taka nie jest. Baśń dla dorosłych, okej, satyra, jeszcze lepiej, ale fantastyka? Ale czy szufladka ma tu jakieś znaczenie? Nie. Bo powieść jest świetna, wcisnąć da się ją do różnych przegródek gatunkowych, a niezależnie jakby jej nie określać, to wielkie i poruszające dzieło. Satyra na stalinowskie rządy, pisana przecież jeszcze za trwania drugiej wojny światowej, ale jej wydźwięk jest tak pojemny i ponadczasowy, że dawno wyrósł dalece poza ramy krytyki wszelkiego totalitaryzmu, a stał się krzywym zwierciadłem obnażającym cechy każdego. A najbardziej tych, którzy, kolokwialnie mówiąc, dorwali się do koryta.

 

Rozpisywać się można tu długo. Pochylić nad wizji obłędu władzy, wszystkich tych mrzonek ludzi szukających utopii, przyjrzeć najgorszym stronom ludzkiej natury, jak przygląda się ona sama czy wreszcie także dostrzec wszystkie te rewolucyjne i wojenne elementy ukazane w satyrycznym odbiciu. Dorzucić do tego prosty wniosek, że to jakby literacka ilustracja słów Lorda Actona, że „każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. Ale warto też, a może nawet trzeba, spojrzeć na to dzieło jeszcze przez pryzmat tego, co Orwell życiowo doświadczył na własnej skórze, bo to sporo wnosi, sporo zmienia. Choć i bez tego „Folwark” przemawia i do serca, i do umysłu.

 

Nie odrzucajcie go, bo to szkolna lektura, a szkoła zdążyła ją zbrzydzić, jak zbrzydzała wszystko. Zamiast tego sięgnijcie, wgryźcie się na nowo, na nowo odkryjcie tą klasyczną już opowieść – nowy przekład, jaki tu na Was czeka to dobra ku temu okazja – a potem spójrzcie na wiadomości. Na władzę. Pomyślcie. Przemyślcie. Siebie także.

 

Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze