„Chainsawman” się skończył, przynajmniej tymczasowo
i na polskim rynku, bo w Japonii już można się cieszyć kontynuacją, zbaczającą
w nieco inne rejony (szkolne życie!), ale nadal trzymającą poziom, jednak sam
autor nie zniknął ze sklepowych półek. Bo oto właśnie nad Wisłą pojawiła się
nowa propozycja od niego, tylko jednotomówka, ale za to jaka. W sumie to jedna
z najlepszych jednotomówek Waneko od bardzo dawna, autentycznie świetny komiks
i rzecz zarówno dla fanów twórczości Fujimoto, jak i tych, których „Chainsawman”
swoją stylistyką nie kupił.
Fujino lubi tworzyć. Wierzy, że ma talent. Kyoumoto
jest w sobie zamknięta. Obie żyją we własnym świecie, obie też łączy więcej rzeczy:
pasja do mangi, do jej rysowania i mieścina, w której mieszkają. Jak ich
przyjaźń poradzi sobie z prozą życia i upływającym czasem?
Uwielbiam Fujimoto. Za to, jak bezkompromisowo
obchodzi się i z bohaterami, i czytelnikami i nawet samą materią komiksu także.
Bo manga, która opiera się na lejącej krwi i obrzydliwościach to jedno, ale
żeby podać to jeszcze w niechlujnej formie, jakby na szybko machniętych szkiców
i jednocześnie sprawić, by te szkice niczego więcej nie potrzebowały i kupowały
czytelnika na całego, to już zupełnie inna bajka. Ale bajka jak najbardziej
moja. I moją bajką jest też „Look Back”, rzecz diametralnie różna od
„Człowieka-piły”, ale równie znakomita. A dla niektórych – tych, za horrorem i
rzezią nieprzepadających – być może także dużo lepsza.
Czym różni się ta manga od „Chainsawmana”? Właściwie
poza szatą graficzną – choć i tu zmiany są wyraźne – wszystkim. Jeszcze
nazwisko na okładce jest to samo, reszta to zupełnie inny gatunek, inne podejście
do tematu, inna wrażliwość i wizja całkiem inna także. Bo „Look Back” to opowieść
obyczajowa, o dojrzewaniu, o dziewczynach, o mandze, o tworzeniu, o przyjaźni.
Nie ma tu grozy, horror nie istnieje, pędząca na złamanie karku akcja, lejąca
się krew, latające po kadrach flaki, wymiotowanie do czyichś ust – takie
chainsawmanowe przyjemności tu nie goszczą. Jest delikatność, jest pochylenie
się nad deską kreślarską, że tak to szumnie ujmę, jest padający na dziewczynę deszcz,
spacery po sklepach, siedzenie w kawiarni… Życie, jest życie. I to jak ujęte.
Fujimoto zaskakuje. Zaskakuje delikatności,
czułością, trafnością, ale i emocjami. Ten facet, który nie oszczędzał nikogo,
bawił się krwią i ohydą, drastycznością i czarnym humorem, tu pokazuje swoje
wręcz wrażliwe oblicze. I zachwyca. Kurczę, jak on zachwyca. A i jednocześnie
potrafi przemycić tu trochę mroku, trochę humoru i depresyjności też trochę. I
ten miks zniewala. Świetnie narysowany, nadal w mocno szkicowej estetyce, ale
jednak bardziej dopracowanej, dopieszczonej. Kupiło mnie to całkowicie i nie wątpię,
że kupi i Was.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz