Punisher: Marvel Knights #3 – Garth Ennis, Tom Mandrake, Cam Kennedy, Steve Dillon, John McCrea

PUNISHER KONTRA HEROSI

 

W końcu jest. Ostatni tom Punishera zbierający prace Gartha Ennisa zawitał na sklepowe półki. Koniec? Miejmy nadzieję, że nie, bo paru rzeczy w tych wszystkich dotąd wydanych tomach zabrakło, a i Ennis do serii znów wraca w tym roku. Zanim to jednak nastąpi – i zanim jeszcze doczekamy się tego wszystkiego po polsku, o ile doczekamy – mamy ten tom. Tom, jak zawsze, rewelacyjny i domykający jeden z najlepszych runów, jakie powstały dla Marvela.

 

Trzeci tom mrocznej i krwawej opowieści o Punisherze spod szyldu Marvel Knights – imprintu Marvel Comics.

Punisher, weteran z Wietnamu od lat toczący samotnie wojnę z mafią, ściąga na siebie uwagę zarówno przestępców, jak i superbohaterów. Tym razem na drodze stanie mu śmiertelnie niebezpieczna Elektra, a trzej herosi – Daredevil, Spider-Man i Wolverine – połączą siły, by powstrzymać go raz na zawsze. Jaką rolę odegra w tej intrydze Hulk? I co się stanie, gdy nadejdą wieści o powrocie Mateczki Gnucci, a życie Punishera ponownie zmieni się w strefę wojny… dokładnie taką, jaką lubi najbardziej?

Autorami tej historii są Garth Ennis i Steve Dillon, mistrzowie komiksu znani z tak kultowych tytułów jak „Kaznodzieja”, „Punisher Max” czy „Hellblazer”. Towarzyszą im rysownicy John McCrea, Cam Kennedy i Tom Mandrake. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Punisher” (2001) #27–37 oraz „Punisher: War Zone” (2008) #1–6. Komiks tylko dla dorosłych.

 

Chociaż uwielbiam Punishera Max w wykonaniu Ennisa, i uwielbiam wszystkie te miniserie i one-shoty, od Born, przez Punisher zabija uniwersum Marvel po Punisher: Koniec, to właśnie to, co zrobił dla serii Punisher: Marvel Knights cenię najbardziej. Przede wszystkim dzięki humorowi i niekonwencjonalnemu podejściu scenarzysty do fabuł. Do postaci. Do wydarzeń. A on wrzuca tu jeszcze, co tylko się da. Hulk? Spider-Man? Wolverine? Elektra? Daredevil? Czemu nie, bo nawet jeśli coś wydaje się nie pasować do postaci, do serii, do jej charakteru, Ennis udowadnia, że jest zupełnie inaczej. Nie ma złych tematów, są tylko źli twórcy, niepotrafiących ich wykorzystać. A on potrafi i to jeszcze jak.

 

Album Punisher: Marvel Knights #3, który znajdziecie w ofercie TaniejKsiazki, wieńczy właściwie najlepsza jego rzecz, czyli miniseria Punisher: War Zone. Tytuł wywołuje sentymenty, bo cykl spod tego szyldu ukazywał się też nad Wisłą, na nim mocno się edukowaliśmy za czasów TM-Semic w postaci Karzyciela, jednak Ennis uderza tu w zupełnie inaczej sentymentalne nuty, bo wraca do tego, czym zaczął swoją przygodę z pisaniem Punishera. A na pewno zaczął ją na dobre. Mowa o mamuśce Gnucci i paru innych postaciach i powiem szczerze tego mi brakowało. Poza tym jest tutaj akcja, są świetne pomysły, humor, pokrzywione, złamane, doskonale nakreślone postacie, brutalność, wulgarność, mrok… Krew się leje, trupy i kawałki ciała latają na prawo i lewo, a my bawimy się wyśmienicie i nieraz śmiejemy. I, jak w filmach Tarantino, pod całym tym syfem rodem z rzeźni dostrzegamy dużo więcej. Pewną poetyckość, geniusz twórcy, jakieś elementy, które niosą przesłanie. I to zachwyca.

 


A rysunkowo? Album zachwyca, ale mniej. Bo o ile prace Dillona, jak zwykle robią nam bardzo dobrze, a jego wizja Punishera należy do moich ulubionych – i definitywnie najlepszych, jego mimiki tego bohatera podrobić się nie da – o tyle świetny przecież Cam Kennedy już się tu nie odnajduje. A na pewno kolorysty nie odnajduje się w jego stylu, kanciastym, wymagającym mocno ograniczonej, nastrojowej palety barw (gdyby tylko na tym polu wyglądało to, jak Gwiezdne wojny: Polowanie na Bar-Koodę czy Lobo: Nieamerykańscy gladiatorzy byłoby na co popatrzeć), zamiast tego serwując nam komputerowe fajerwerki. Co nie znaczy, że jest źle: po prostu mogło być lepiej. Dobrze więc, że to Dillon zaserwował nam większość tego tomu.

 

Okej, a czego w tym wszystkim brakuje? Bo po tylu zbiorczych tomach, w których znalazły się najróżniejsze historie, od całych serii pisanych przez Ennisa, po małoznaczące one-shoty, jak historia o dentyście z poprzedniego tomu, można by oczekiwać dopełnienia całości. Cóż, brakuje całkiem sporo i mało jednocześnie, rzeczy zarówno starych i nowych. Bo nie znalazło się tu ani miejsce na crossover The Punisher/Painkiller Jane: Lovesick, Punisher: Countdown – czyli prequel do filmu z 2004 roku, opartego mocno, choć beznadziejnie, na komiksach Ennisa oraz miniserii Punisher: Soviet, rzeczy nowej, więc liczę, że pojawi się wraz z kolejnymi aktualnie planowanymi komiksami autora. Reszty trochę żal, ale może kiedyś jeszcze zagoszczą na polskim rynku.

 

A póki co mamy ten album. I warto. Poznać, sięgnąć po pozostałe i wracać do nich raz za razem. Nie znudzą się. Cudeńko. Krwawe, ale cudeńko.


Sprawdźcie też inne komiksy i nowości w księgarni TaniaKsiazka.pl.

Recenzja opublikowana też na portalu Planeta Marvel.

Komentarze