Amazing Spider-Man Vol. 3: Until The Stars Turn Cold – J. Michael Straczynski, John Romita Jr.

AŻ GWIAZDY ZGASNĄ I SPADNĄ Z NIEBA

 

Run „Amazing Spider-Mana” pisany przez J. Michaela Straczynskiego to bez dwóch zdań najbardziej rewolucyjny i najlepszy z runów, jakie dotychczas powstały. I chyba nikt nigdy nie zdoła go pobić. Co prawda tom „Until The Stars Turn Cold” jest odrobinę słabszy, niż poprzednie, wciąż jednak pozostaje bardzo, bardzo dobrą rozrywką, mocno skupioną na codziennym życiu i romantycznych uniesieniach, dzięki czemu zabawa przemawia zarówno do serca, jak i umysłu.

 

Peter ma niezłe problemy. Gdy już wydaje się, że jemu i MJ znów zacznie się układać, zostaje wmieszany w sprawy Doktora Strange’a. Wyprawa, którą razem odbędą pozwoli mu przy okazji zrozumieć więcej o samym sobie i pajęczych mocach, ale jednocześnie sprawia, że relacje jego i Mary Jane znów się ochładzają. Czy uda im się ponownie złączyć? Tym bardziej, że ciągle coś im w tym przeszkadza?

W tym czasie dr Octavius zostaje zaproszony do firmy Nexus zajmującej się badaniami naukowymi. Ma tam znaleźć zatrudnienie, może wyjść na ludzi, jednak wszystko okazuje się podstępem. Jeden z naukowców usypia go, kradnie jego metalowe ramiona, po czym zostawiwszy na pewną śmierć, postanawia zrealizować swoje marzenie o potędze. Nikt nie wie jeszcze, jak te wydarzenia wpłyną na MJ, która znajduje się obecnie na planie filmowym w Los Angeles…

 

„Until The Stars Turn Cold” to kolejny bardzo dobry tom „Amazing Spider-Mana”. Nie tak genialny, jak „Powrót do domu”, niemniej znakomicie napisany, rewelacyjnie narysowany, kolorystycznie znakomity. Fabuła jest prosta, bez rewolucji, ale cała jej siła tkwi w smaczkach, których jest w nim pełno, a które geniusz osiągają w scenie na lotnisku, kiedy ochrona znajduje przy Peterze strój Spider-Mana i jego wyposażenie. Do tego dochodzi wiele emocji, dużo humoru i oczywiście porcja prawd o życiu superbohatera w realnym świecie, czyli to, za co kochamy komiksy Straczynskiego.

 


Trochę kuleje jednak sam finał tej historii, mimo intrygującej akcji, paru zaskoczeń i kilku uniwersalnych w swym przekazie scen (a także zapowiedzi tego, co ma zdarzyć się już niedługo, choć nikt wtedy o tym nie wiedział), nie ma już takiej mocy, jakiej można by oczekiwać. Na szczęście wszystko ratują znakomite ostatnie strony („Będę czekał na ciebie tak długo, jak będziesz chciała. Albo aż gwiazdy zgasną i spadną z nieba.”). I działają one nawet na tych czytelników, którzy nie przepadają ani za MJ, ani za jej związkiem z Peterem.

 

Wszystko to składa się na naprawdę bardzo dobry komiks. Świetnie przy tym zilustrowany przez Johna Romitę Jr., na długo pozostaje w pamięci i pokazuje, jak pisane powinny być przygody Człowieka Pająka. Szkoda tylko, że na polskim rynku wyszło bardzo mało „Spider-Mana” tworzonego przez Straczynskiego.

Komentarze