Można mówić, że to rzecz o systemie szkolnictwa i o
artyzmie. Można mówić, że mamy tu do czynienia z serią o bezwzględności świata
szkolnego i artystycznego. Ale dla mnie „Blue Period” to nadal taka techniczna
niemalże seria. Jakby połączył pamiętnik, takie studenckie wspominki, z pewnym
niemalże podręcznikowym zacięciem. Dziwne, być może, ale jest w tym coś, co
mnie kupuje i sprawia, że chętnie tu wracam.
Yatora dostał się na Tokijski Uniwersytet Sztuki i…
Właśnie, jak teraz wygląda jego życie? Przede wszystkim ma problemy z
motywacją, a robota w postaci pejzażu czeka. Jednocześnie zbliża się też
przerwa w nauce, ale o odpoczynku nikt nie myśli, bo zbliża się też festiwal
sztuki, który wymaga masy przygotowań…
Ósmy tom to konsekwentne rozwijanie artystycznej
edukacji. I konsekwentne pokazywanie nam artystyczno-studenckiej zwyczajności,
codzienności, takiego życia, gdzie pasja zderza się z murem szarej
rzeczywistości, gdzie talent i zamiłowanie to właściwie kwestie drugorzędne, bo
zawsze znajdzie się od ciebie ktoś lepszy, ktoś kto kochał to dłużej od ciebie,
a i wytrwałością, pracowitością… I tak
jest w tej serii. Ale bohater się nie poddaje, walczy o swoje, a my mu w tym towarzyszymy.
I poznajemy coraz bardziej ten kolorowy, barwny,
szalony świat. Świat, w którym bywa ciężko, bywa bezlitośnie, brutalnie, ale
jednocześnie z nadzieją, z pasją, z zabawą, czasem z humorem. Nie jest to
manga, gdzie dzieje się dużo i szybko. Sporo się dzieje, to fakt, ale wszystko
w obrębie jednego właściwie tematu, więcej tu rozmawiania, tłumaczenia,
wyjaśniania, więcej takiej zwyczajności, gdzie dramaty są, ale to takie dramaty
bez epickiego rozmachu. Wszystko skupione na bohaterach, na ich życiu. Jeśli są
to zmagania, to nie mają gigantycznego znaczenia, ale swoje na polu
emocjonalnym robią.
A skoro to manga o tworzeniu, to ważna, wręcz
wyjątkowo ważna, jest tu szata graficzna. A, jak wspominałem nieraz, „Blue
Period” jest na tym polu całkiem udany, bardziej wymagający niż typowe mangi
środka. Kreska jest dopracowana, ale zarazem specyficzna. Strony serii, czasem
bardziej, czasem mnie, zapełniane są dodatkowo pracami innych artystów, jako
dziełami bohaterów historii, a wszystko to ma przyjemny klimat, taki zwyczajny,
a jednak jakiś taki miły, zapamiętywalny.
Ot, jak cała ta manga. Trochę zwyczajna, trochę sterylna,
techniczna, ale niepozbawiona emocji i prawdziwości. Przesady też, to w końcu
komiks. Ale dobrze jest i fajnie się to wszystko odkrywa.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz