Na dwudziesty tomik
„Dr. Stone’a” jego twórcy przygotowali nam sporo atrakcji. Szalona akcja,
motocyklowe wyścigi i tym podobne elementy… No jest szybko, dynamicznie, bez
nudy, acz i bez czasu na zastanowienie się. Ot shounenowa rozrywka na poziomie,
gdy pedał gazu wciśnięty jest do deski, czytelnik ma na co popatrzeć i przy
czym się rozerwać.
W tym kamiennym świecie
liczy się przede wszystkim nauka. A teraz dwóch największych naukowców łączy
siły i… Właśnie, czy będą w stanie odkryć prawdę o promieniach? A przecież jest
jeszcze problem w postaci Stanleya…
Szaleją w tym tomie
twórcy. Tak „Mad Maxowo” szaleją. No ale od zawsze była to taka męska rozrywka,
więc to tu pasuje. Motory pasują do epoki kamienia łupanego, spytacie – całkiem
słusznie zresztą. Ale właśnie na tym cały czas rzecz się opiera: odtwarzaniu
wynalazków pozornie niemożliwych do odtworzenia przy tych ograniczeniach.
Takiej ewolucji, acz przyspieszonej, choć akurat ewolucja ta jest przyspieszona
tu i to bardzo. Czy nie jest przez to naciągane? Oczywiście, że jest, bo
jakżeby inaczej. Ale czy ktoś spodziewał się czegoś innego? Przecież z
założenia już – grupa nastolatków, w tym jeden geniusz, wraca do życia po
wiekach od końca świata i w nowej erze kamienia łupanego i odtwarzają po
kawałku utracone zdobycze techniki – brzmiało to absurdalnie, wydawało się
naciągane, każdy tego się spodziewał i to dostaje.
A poza tym dostaje
szybko, czasem iście szalone tempo, kolejne odkrycia i dokonania rozbierane na
naszych oczach na czynniki pierwsze i odtwarzane tak, jak się to odtworzyć w
świecie bohaterów da. Do tego mamy silnych facetów – silnych fizycznie albo
intelektualnie – piękne dziewczyny, obowiązkowo przez naturę obdarzone,
potężnych wrogów, zagadki, ciekawostki… No wszystko mamy, co tylko w podobnej
opowieści znaleźć się powinno. łącznie z nieźle wykreowanym światem, w którym
jest co odkrywać. I jest w tym wszystkim na co popatrzeć, bo Boichi, chociaż
rysuje w sposób specyficzny, ale jednak miły dla oko, osobliwy, ale tutaj
pasujący.
Ot sympatyczny
shounen. Rzecz może i naciągana, ale przyjemna, czasem intrygująca, czasem
przekazująca jakąś wiedzę, a przede wszystkim lekka, prosta i przyjemna. I
szybka w odbiorze, chociaż gadać bohaterowie też potrafią sporo. Typowy
bitewniak, choć z nutką przełamania schematu dzięki temu siłowaniu się przede
wszystkim na inteligencję i kombinowanie.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz