Amazing Spider-Man Vol. 6: Happy Birthday – J. Michael Straczynski, John Romita Jr.

URODZINY SPIDER-MANA

 

Szósty tom serii zbierającej numery „Amazing Spider-Mana” pisane przez Straczynskiego to jednocześnie komiks, który znany jest doskonale polskim czytelnikom. Ukazał się bowiem jako pierwszy tom „Superbohaterów Marvela”, może w nieszczególnie cieszącym jakością tłumaczeniu, ale za to z masą dodatków, których nie ma niniejsza edycja. A przy okazji można go było kupić w cenie, przy której nikt nie musiał zastanawiać się nad zakupem. Wracając jednak do samej opowieści, trzeba powiedzieć, że to kawał świetnego komiksu, może nie tak porywającego, jak najlepsze dzieła Straczynskiego, ale urzekającego w szczególności fanów Spider-Mana rozeznanych w jego przygodach i losach.

 

Peter tuż przed swoimi urodzinami zmaga się z całą masą kłopotów. Administracja szkoły przez pomyłkę zamówiła niewłaściwe książki, za które on musiał zapłacić z własnej kieszeni, a teraz nie zamierza nic z tym zrobić, a kiedy Parker ma w końcu chwilę sam na sam z ukochaną M.J. walka herosów z potężnymi siłami wrogów zmusza go do interwencji. Pojedynek jednak z każdą chwilą robi się coraz niebezpieczniejszy, do tego powraca Dormammu, a jego starcie z Doktorem Strange’em kończy się w dość nieoczekiwany sposób – Peter zostaje uwięziony w czasie, spoglądając zarazem wstecz, na wydarzenia, które go ukształtowały, jak również na te, które dopiero nadejdą  i ostatecznie zakończą jego karierę. By powrócić do teraźniejszości, Peter będzie musiał raz jeszcze przeżyć wszystkie najważniejsze momenty swojego życia…


Kiedy w roku 2001 amerykański scenarzysta o polskich korzeniach, J. M. Straczynski, przejął kontrolę nad serią Amazing Spider-Man z miejsca na zawsze odmienił oblicze serii. Co takiego zrobił, najlepiej przeczytać samemu, ale warto zauważyć, ze nie tylko podważył to, co dotychczas wiedzieliśmy, ale też i powrócił właściwie do korzeni serii i najważniejszych jej motywów, a co więcej, uczynił Spidera o wiele bardziej ludzkim. Nic więc dziwnego, że za „Powrót do domu” dostał nagrodę Eisnera (komiksowy odpowiednik Oscara) – jedyną w historii opowieści o Człowieku Pająku. I nic dziwnego, że to jemu przypadło  napisanie fabuły 500. zeszytu. Oczywiście musząc stworzyć przełomową opowieść, a nie chcąc jeszcze dochodzić do sedna wątku o totemach, autor postawił na odświeżenie motywów z dotychczasowej ponad 40-letniej kariery Spider-Mana. Nie do końca idealnie mu to wyszło, ale godnie podsumował te cztery dekady i zrobił jednocześnie komiks warty poznania zarówno przez fanów (którzy wyłapią wszystkie smaczki), jak nowych odbiorców, chcących zacząć gdzieś swoją przygodę z serią.

 


Mamy tu akcję, mamy odniesienia, przygody, nieco obyczajowych wątków (choć za mało), sporo sentymentów… Do tego dochodzą bardziej stonowane i życiowe zeszyty na koniec, a także doskonała szata graficzna w wykonaniu Johna Romity Jr. Nic, tylko czytać. Tym bardziej, że doczekaliśmy się wspomnianego już polskiego wydania. Szkoda tylko, że jak dotąd nikt nie pokusił się o wydanie kompletnego runu Straczynskiego, bo to jedno z największych dokonań w dziejach „Spider-Mana” i każdy – nie tylko fan serii – powinien poznać te komiksy, jeśli lubi dobre superhero.


Komentarze