Asteriks #32: Galijskie Początki - Albert Uderzo, René Goscinny

GALOWIE W KRÓTKIEJ FORMIE

 

„Galijskie początki” to specyficzny tom „Asteriksa”. Co tu dużo mówić. To nie kolejna duża przygoda, a zbiór różnych krótkich historii z różnych okresów serii. Coś tam powstało w celach komediowych, coś do magazynu, coś w formie pasków komiksowych dla amerykańskiej prasy, ale nigdzie tego nie dodawano w regularnych tomach, więc zebrano w ten jeden album. Świetny album, bo masa materiałów to rzeczy pisane albo chociaż wspomagane przez Goscinnego, co sprawia, że to kolejne takie „musisz-to-mieć” dla fanów dzielnych Galów.

 

No i właściwie to tyle, jeśli chodzi o zawartość. Ale i o treść. Ciężko wszystko tu wymieniać, tym bardziej, że często są to króciutkie skecze. Ale mamy np. historię o dzieciach i szkole w galijskiej wiosce. Mamy fajną, zimowo-świąteczną niemalże opowieść o całowaniu się pod jemiołą i jak Obeliks ma nadzieję na buziaka od ukochanej. Mamy też sympatyczne historie metafikcyjnej, w których pojawiają się Goscinny i Uderzo. No i wiele, wiele więcej.

 

Fajny to tom, bo różnorodny. Fajny, bo znajdziecie tu rzeczy, które budzą sentymenty, ale i pokazują też inną stronę serii – jak w eksperymentalnych historyjkach, w których widzimy Asteriksa i Obeliksa w estetyce „Fistaszków”, magazynu „Mad”, komiksu intelektualistycznego czy nawet zakręconej wersji narkotycznej. Króluje jednak to, co już znamy, co kochamy i co uwielbiamy.

 

A za co kochamy i uwielbiamy? Dlaczego? Bo, jak pisałem – i powtórzę, bo czemu nie – to seria genialna w swej prostocie. Frazes? Być może, ale taka jest prawda. René Goscinny, który w swojej karierze stworzył wiele wielkich i kultowych opowieści („Lucky Luke”, „Iznogud” czy „Mikołajek” to tylko niektóre z nich), w „Asteriksie” wspina się na wyżyny swojego talentu, dzięki czemu opowieść jest tak doskonała. Z jednej strony mamy tu bowiem świetne przygody, które autentycznie wciągają, z drugiej doskonały humor bawiący, jak niewiele innych (humor, w którym mamy też miejsce na wiecznie aktualną satyrę), a wreszcie także i inteligentną zabawę historycznymi ciekawostkami, stereotypami czy motywami. Wszystko to wieńczy obowiązkowy morał, ale morał podany w przystępny sposób, bez nachalnego dydaktyzmu.

 


I jeszcze te ilustracje… Klasyka europejskiego komiksu nigdy nie jest źle narysowana, ale „Asteriks” i tak pozostaje najbardziej złożony w swej prostocie (także na polu kolorystycznym), dzięki czemu wszystko wygląda tu tak doskonale i z miejsca wpada w oko.

 

Świetny tom. Taki niby nieobowiązkowy, bo w sumie ciekawostki jedynie, z wprowadzeniem do nich, zarysowaniem kontekstu i kulisów, ale jakże świetny i wart poznania. I świetne to uzupełnienie, i hołd swoisty. Tu i tu, równie udane jest to wszystko.

Komentarze