Więc tak. Seria „Wehikuł czasu” znakomita jest,
tyle w temacie. No ale dwa wydawane w jej ramach cykle to w ogóle taki top dla
mnie – „Odyseja kosmiczna”, która właśnie dobiegła końca była pierwszym z nich,
drugim bez dwóch zdań jest „Rama”, też od tego samego autora, Clarke’a zresztą.
Pierwszy tom okazał się perełką, dwójka już jest nieco słabsza, bo Calrke
porzucił pisanie serii samodzielnie, oddając ją głównie w ręce Gentry’ego Lee,
ale nadal nie rezygnując z prowadzenia tematu. I nadal dodając tyle od siebie,
by po prostu świetnie było.
Niemal wiek po pierwszym spotkaniu z Ramą, tym
razem ludzie spodziewają się powrotu kosmitów. I tym razem, kiedy ci wracają,
są gotowi. Kolejna ekipa rusza więc w kosmos by zbadać Ramę i odkryć jej
sekrety i…
Czym „Rama II” różni się od swojej poprzedniczki?
Trochę narracją, to jedno, ale przede wszystkim rozłożeniem akcentów i
gatunkową przemianą. To nadal jest klasyczne SF, jak w jedynce, ale… No
właśnie, zdecydowanie czym innym to wszystko stoi, niż „Spotkanie z Ramą”. I
przy okazji sprawia wrażenie dzieła świadomego, że jest nie tyle kontynuacją
jedynki, ile po prostu częścią (można rzec, że pierwszą, bo tak się o niej mówi
często) dłuższej serii, więc ma czas i możliwości, by skupić się na czymś zgoła
innym, niż elementy fantastyki naukowej.
A na czym takim się skupia? Na bohaterach, na
pogłębieniu postaci, dodaniu im czegoś więcej. Skupia się na przesłaniu, na
analizie, na ukazywaniu świata, w jakim żyją bohaterowie. Wreszcie nie żałuje
nam też kryminalnego zacięcia. Przede wszystkim jednak to opowieść obyczajowa,
ze sporą dawką romantyzmu, ale osadzona w realiach SF. I to naprawdę dobrze
działa, fajnie gra i robi swoje. Zamiast taniej akcji i widowiskowości, zamiast
banalnych dywagacji i popisywania się „możliwościami”, mamy stonowaną rzecz z
ambicjami, która chce coś powiedzieć, chce przekazać, a przede wszystkim dotyka
serca i umysłu.
I wiadomo, to już coś innego, ale nadal pozostaje
tą samą „Ramą”, którą pokochaliśmy. Czymś nieco odmienionym, ale
niezapominającym jednocześnie, że jest fantastyka naukową i jakie drzwi gatunek
ten otwiera twórcom, którzy mają ambicje, by jednak zaserwować nam coś ponad
szybkie tempo i wymyślne maszyny. I potrafią pisać. Ci dwaj odpowiedzialni za
tą serię potrafili i dlatego ten liczący sobie ponad pięćset stron tom wchodzi naprawdę
dobrze. Ot treściwa, satysfakcjonująca, świetnie podana rzecz.
I co tu więcej dodawać? Chyba tyko tyle, że wierzę,
iż Rebis wyda resztę serii. Wszystkiego jest w sumie sześć części (kolejne
dwie: „Ogród Ramy” i „Tajemnicę Ramy” współtworzył Clarke, dwie ostatnie, czyli
„Świetlani posłańcy” i „Dom w przestworzach” to już były solowe projekty Lee) i
choć na chwilę obecną konkretnych zapowiedzi nie ma, cóż, mam nadzieję, że
niedługo się pojawią. A na razie cieszę się, że dwójka wyszła i dostarczyła mi
wrażeń, na jakie czekałem.
Dziękuję wydawnictwu
Rebis za możliwość przeczytania książki.
Ciekawe zjawisko, zaprasza do mnie https://izabelaszymura.blogspot.com
OdpowiedzUsuń