Tolkien nie żyje już dokładnie od pięćdziesięciu
lat, a wciąż ukazują się kolejne książki jego autorstwa. W sumie tych
pośmiertnych publikacji jest o wiele więcej niż tych wydanych za życia. Ot fenomen,
co tu dużo mówić. A najnowsza z nich to pełna wersja „Upadku Númenoru”,
spokładana do kupy przez Briana Sibleya, czyli specjalistę od książek ukazujących
kulisy kręcenia filmów takich, jak „Harry Potter”, „Złoty kompas” czy właśnie
ekranizacji prozy Tolkiena. I z tym Tolkienem to zresztą bardzo mu po drodze,
bo obok tego wydał też takie rzeczy, jak różne tolkienowskie mapy czy współtworzył
radiowe adaptacje jego książek – przy okazji jest też członkiem The Tolkien
Society. I widać, że to lubi, czuje i że dołożył starań, dzięki czemu niniejsza
publikacja jest nie tylko świetna – wiadomo, Tolkien, jak mogłoby być inaczej –
ale i kompleksowa.
Jeśli chodzi o treść, ta dziejąca się w Drugiej
Erze Śródziemia opowieść koncentruje się wokół tytułowej wyspy, daru dla ludzi
i jej mieszkańców, którzy coraz bardziej buntują się przeciw wiszącemu nad nimi
Zakazowi Valarów. Narasta w nich ten bunt, rośnie zazdrość, a wszystko to
prowadzi nieuchronnie do upadku. Kto zdoła przetrwać to, co nadciąga?
Upadek Númenoru to wydarzenie, które miłośnicy
Tolkiena znają doskonale i to w kilku wersjach. Pierwsze wzmianki o nim
pojawiają się już we „Władcy Pierścieni”, a całe wydarzenie opisane zostało w wydanym
już pośmiertnie „Silmarillionie”. Ale kolejna wersja tej historii trafiła też
do „Niedokończonych opowieściach Śródziemia i Númenoru” (jak brzmi pełny tytuł
książki, którą zazwyczaj nazywa się po prostu „Niedokończonymi opowieściami”. A
kolejna już czeka na wydanie w „Historii Śródziemia” w jednym z kolejnych
tomów. To chyba wszystkie wersje, ale wiadomo, mogłem coś pominąć. No i jest
jeszcze ta najnowsza, wydana właśnie na polskim rynku i…
No Sibley się postarał ze zredagowaniem tego
wszystkiego. Jego książka to opowieść o Drugiej Erze, na nowo poskładana z najróżniejszych
tolkienowskich tekstów i źródeł. Efekt jest taki, że rzecz rozrosła się,
została rozbudowana i zmieniła się w imponującą opowieść, która od zawsze
świetna była i świetna pozostała. Opowieść, przypowieść, kronika, jakkolwiek by
tego nie traktować, mamy do czynienia z imponującą historią o ludzkiej naturze
prowadzącej do upadku, w której są fascynujące postacie, przygody, akcja,
wielkie zagrożenie… No epicko jest i jest na co popatrzeć, bo mamy wydanie
ilustrowane – Alan Lee, legendarny rysownik, który od dekad ilustruje prace
Tolkiena, jak zwykle wykonał kawał doskonałej roboty, zarówno jeśli chodzi o
pięknie malowane ilustracje, jak i te rysowane po prostu ołówkiem. Jest realistycznie,
z detalem, z klimatem… No wyśmienicie jest i tyle w temacie.
I sama książka też wyśmienita. Klasyka i klasa sama w sobie, jak zawsze. świetnie skompilowana przez Sibleya, pięknie wydana… Kolejna gratka dla fanów Tolkiena, świetnie uzupełniająca biblioteczkę i dla wszystkich miłośników dobrego fantasy z wyższej półki, bo i bez znajomości szerszego kontekstu też świetnie się to czyta (mówię to jako ten, który już sporo pozapominał od czasów, kiedy czytał choćby „Silmarillion”).
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz