Arka – Romain Benassaya, Joann Urgell

ZIEMIA NIEOBIECANA

 

Znacie to – polecieli w kosmos, coś poszło nie tak i teraz trzeba mierzyć się z tym wszystkim, co przez to się dzieje. Schemat. Klasyka – powiedzą jedni. Inni krzykną – sztampa. I obie grupy będą miały rację. Ale co z tego, jak ten klasyk i sztampa ta to wciąż samograj, który… No nie powiem, że zawsze dobrze się sprawdza, bo tyle porażek w temacie czytałem i oglądałem, że szkoda słów, ale nadal ma w sobie coś atrakcyjnego. Warunek jest taki, by rzecz była dobrze wykonana, a ten akurat album jest dobry i znakomicie trafia w mój gust.

 

Tytułowa Arka to statek kosmiczny zmierzający do Lwiego Pazura, czyli planety, która ma być dla Ziemian nowym domem, po tym, jak wyniszczyli rodzimą planetę i udali się w poszukiwaniu lepszych warunków bytowania. Problem w tym, że kiedy pasażerowie budzą się ze snu, odkrywają, że nic nie jest takim, jakie się wydawało. Nie dość, że miejsce, do którego dotarli to wcale nie Lwi Pazur, to jeszcze okazuje się, że podróż trwała o wiele dłużej, niż miała. Czyżby doszło do wypadku? A może sabotażu? Członkowie załogi nie mają więc innego wyjścia, jak zbadać ten nowy świat, ale szybko przekonują się, że wszystko jest jeszcze dziwniejsze niż myśleli. Uwięzieni w gigantycznym labiryncie, będą musieli odkryć, co się właściwie stało i co z tego wszystkiego wyniknie…

 

Jest kosmos, jest tajemnica i jest dobra zabawa. Niby to tylko 112 stron, niby miejsca niewiele na zbudowanie opowieści, z drugiej jednak strony Europejczycy są wprawieni w tworzeniu krótkich, zwartych i udanych opowieści science fiction – na standardowych dla komiksu ze starego kontynentu 48 planszach dają radę, więc tym bardziej w takiej formie im wyszło. No a poza tym to rzecz totalnie w moim guście. SF uwielbiam od dzieciaka, sentyment mam, ale na sentymencie nie ciągnę już od wielu, wielu lat. Albo coś jest dobre, albo sobie darowuję. A „Arka” jest dobra.

 

Wiadomo, skoro to klasyk i schemat, to podobnych dzieł było już co niemiara, to i wiele było dzieł lepszych i gorszych od „Arki”. Ale liczy się, że ten konkretny komiks jest udany i to bardzo. Widać tu pomysł, widać, że twórcy wiedzieli czego chcą i że potrafili to oddać. Nie jest to opowieść, która pędziłaby na złamanie karku, bo i pędzić nie ma po co. Ma nas intrygować, ma mieć ciekawy klimat i fajne pomysły i dokładnie to ma. Wizja autorów ma swój urok i została dobrze poprowadzona, z niezłymi, nieprzesadnie rozwleczonymi dialogami i ogólnie bardzo przyjemnym feelingiem.

 


Może zasługa w tym faktu, że rzecz oparta jest na powieści? Książkową „Arkę” młody autor stworzył z inspiracji „Diuną” i „Hyperionem” i chociaż nie miałem okazji poznać literackiego pierwowzoru, patrząc na komiks, widzę, że zrobił to z własną wrażliwością i pomysłem. A może to też zasługa adaptacji? No bo naprawdę fajnie gra ten tekst, jako komiks, a jeszcze szata graficzna, typowo europejska, a zatem realistyczna, pełna detali i ogólnie miła dla oka, robi swoje. Może typowo współczesna, więc i ze spora dozą komputerowego wspomagania, ale użytego z głową i wyczuciem.

 

Więc naprawdę warta polecenia i poznania rzecz. Oczywiście dla fanów fantastyki – a dokładniej science fiction – i / lub komiksy europejskiego. Niby nowość, a zarazem lektura utrzymana w przyjemnie oldschoolowych klimatach, które sobie cenię. Ze współczesnych komiksów tego typu – przy okazji nie będących jednocześnie kontynuacjami starych serii – „Arka” to obok „Centaurusa” chyba najlepsza tego typu opowieść, którą czytałem w ostatnich latach.

Komentarze