Znacie to – polecieli w
kosmos, coś poszło nie tak i teraz trzeba mierzyć się z tym wszystkim, co przez
to się dzieje. Schemat. Klasyka – powiedzą jedni. Inni krzykną – sztampa. I
obie grupy będą miały rację. Ale co z tego, jak ten klasyk i sztampa ta to
wciąż samograj, który… No nie powiem, że zawsze dobrze się sprawdza, bo tyle
porażek w temacie czytałem i oglądałem, że szkoda słów, ale nadal ma w sobie coś
atrakcyjnego. Warunek jest taki, by rzecz była dobrze wykonana, a ten akurat
album jest dobry i znakomicie trafia w mój gust.
Tytułowa Arka to statek
kosmiczny zmierzający do Lwiego Pazura, czyli planety, która ma być dla Ziemian
nowym domem, po tym, jak wyniszczyli rodzimą planetę i udali się w poszukiwaniu
lepszych warunków bytowania. Problem w tym, że kiedy pasażerowie budzą się ze
snu, odkrywają, że nic nie jest takim, jakie się wydawało. Nie dość, że
miejsce, do którego dotarli to wcale nie Lwi Pazur, to jeszcze okazuje się, że
podróż trwała o wiele dłużej, niż miała. Czyżby doszło do wypadku? A może
sabotażu? Członkowie załogi nie mają więc innego wyjścia, jak zbadać ten nowy
świat, ale szybko przekonują się, że wszystko jest jeszcze dziwniejsze niż
myśleli. Uwięzieni w gigantycznym labiryncie, będą musieli odkryć, co się
właściwie stało i co z tego wszystkiego wyniknie…
Jest kosmos, jest
tajemnica i jest dobra zabawa. Niby to tylko 112 stron, niby miejsca niewiele
na zbudowanie opowieści, z drugiej jednak strony Europejczycy są wprawieni w tworzeniu
krótkich, zwartych i udanych opowieści science fiction – na standardowych dla
komiksu ze starego kontynentu 48 planszach dają radę, więc tym bardziej w
takiej formie im wyszło. No a poza tym to rzecz totalnie w moim guście. SF
uwielbiam od dzieciaka, sentyment mam, ale na sentymencie nie ciągnę już od
wielu, wielu lat. Albo coś jest dobre, albo sobie darowuję. A „Arka” jest
dobra.
Wiadomo, skoro to klasyk
i schemat, to podobnych dzieł było już co niemiara, to i wiele było dzieł
lepszych i gorszych od „Arki”. Ale liczy się, że ten konkretny komiks jest
udany i to bardzo. Widać tu pomysł, widać, że twórcy wiedzieli czego chcą i że
potrafili to oddać. Nie jest to opowieść, która pędziłaby na złamanie karku, bo
i pędzić nie ma po co. Ma nas intrygować, ma mieć ciekawy klimat i fajne
pomysły i dokładnie to ma. Wizja autorów ma swój urok i została dobrze
poprowadzona, z niezłymi, nieprzesadnie rozwleczonymi dialogami i ogólnie
bardzo przyjemnym feelingiem.
Może zasługa w tym faktu,
że rzecz oparta jest na powieści? Książkową „Arkę” młody autor stworzył z
inspiracji „Diuną” i „Hyperionem” i chociaż nie miałem okazji poznać
literackiego pierwowzoru, patrząc na komiks, widzę, że zrobił to z własną
wrażliwością i pomysłem. A może to też zasługa adaptacji? No bo naprawdę fajnie
gra ten tekst, jako komiks, a jeszcze szata graficzna, typowo europejska, a
zatem realistyczna, pełna detali i ogólnie miła dla oka, robi swoje. Może
typowo współczesna, więc i ze spora dozą komputerowego wspomagania, ale użytego
z głową i wyczuciem.
Więc naprawdę warta
polecenia i poznania rzecz. Oczywiście dla fanów fantastyki – a dokładniej
science fiction – i / lub komiksy europejskiego. Niby nowość, a zarazem lektura
utrzymana w przyjemnie oldschoolowych klimatach, które sobie cenię. Ze
współczesnych komiksów tego typu – przy okazji nie będących jednocześnie
kontynuacjami starych serii – „Arka” to obok „Centaurusa” chyba najlepsza tego
typu opowieść, którą czytałem w ostatnich latach.
Komentarze
Prześlij komentarz