Trochę zaniedbałem recenzowanie kolejnych tomów
„Dragon Ball Super”. Bo raz, że już to robiłem, ale rozdział po rozdziale, w
miarę ich wychodzenia, dwa, że ciągle zastanawiam się, czy jest sens lecieć z
tematem, kiedy kolejne wychodzą w Japonii, skoro i tak będę mówił o polskich, a
potem na to polskie wydanie czekam i czekam i pojawiają się ważniejsze rzeczy
do zrecenzowania i… No ale jest trochę czasu w tej przedświątecznej gorączce,
to pomyślałem, a pier… znaczy o co tam, nadrobię. No i nadrabiam. Więc na
pierwszy ogień recka tomu 21 – wydanie japońskie. A co tam.
Tomik w zasadzie podzielony jest na dwie części. Na
początek kontynuowany jest wątek wprowadzający do filmu „Super Hero” i… No w
życiu naszych bohaterów się dzieje. Mai, by nie wzbudzać podejrzeń, ma iść do
szkoły. Ale w szkole pojawia się nowy, dziwny uczeń, który nawet nie jest
człowiekiem, mający do wykonania pewną misję. Trunks, który nadal stara się
zaimponować Mai, robi wszystko, co w jego mocy, by pokazać nowemu i
dziewczynie, na co go stać, a jednocześnie stara się ukrywać swoją sekretną
tożsamość. Ale wkrótce zagrożenie narasta i cała ta zabawa może skończyć się
zdradzeniem całej prawdy. Przygotujcie się na zombie-androidy doktora Hedo i
iście horrorową akcję!
W drugiej części tomiku zaczyna dziać się już na
całego i bardziej poważnie, bo wydawało się, że Armia Czerwonej Wstęgi została
rozbita, a problemy z androidami rozwiązane raz na zawsze. A jednak jak zawsze
nie wszystko było takie, na jakie wyglądało. Armia powraca, pojawia się nowe
zagrożenie i…
I fajnie jest. Podoba mi się, że w pierwszej połowie
zamiast wielkich walk, równania z ziemią światów i przeciwników silniejszych
niż cokolwiek we wszechświecie, historia skupia się na młodych, na
romantycznych uniesieniach, szkolnym życiu i pomniejszych bandytach. Znany z
filmu Hedo wciąż tu jest, wciąż działa, dostajemy nieco więcej informacji na
ten temat, ale pewna tajemnica towarzyszy nam przez kolejne strony. Nie ona
jednak jest najważniejsza, a sama akcja, gdzie dużo jest komedii,
cartoonowości, no wszystko, jak kiedyś. Jak na początku „Smoczych kul” albo w
tej przerwie między wielkimi sagami już pod koniec pierwotnej serii.
Ogólnie rzecz biorąc w tej części Toriyama i
Toyotarou po prostu biorą się i łączą ostatnie wydarzenia znane z mangi z
filmem „Super Hero” i robią to w dobrym stylu. Głównych bohaterów serii nie ma,
brylują tu ich najmłodsze pociechy, ale fajnie to wypada, stanowi podbudowę pod
przyszłe wydarzenia, które już znamy – związek Trunksa i Mai czy nowe androidy
albo kolejny Cell – i samo w sobie bawi. Zarówno jako zamknięta historia, jak i
część większej całości. No i nie czuje się tu braku tyhc ważniejszych postaci,
fajnie odkrywa się te mniej się udzielające, jak np. Bra, której charakteru i
możliwości dotąd nie mieliśmy jakoś okazji poznać („GT” tu nie liczę). Fajnie
rozwija się wątek Trunks-Mai, a i akcja jest, walka jest. I te fajne,
głupkowate, ale urocze roboty – oldschoolowy, komediowy, taki, jaki polubiłem
lata temu.
A dla tych, którym brakowało akcji jest druga część
tomiku, gdzie zaczyna się adaptacja filmu. Jak w anime, tak i tu, chociaż
Toriyama wraca do przeszłości, sprawia wrażenie, jakby nie miał do końca
pomysłu na to wszystko. Temat Armii Czerwonej Wstęgi? Czemu nie, ale po co
wrzucać tutaj znów androidy, Cella w nowej formie i Gohana, który tak, jak
kiedyś był dzieckiem niepewnym swych mocy, a musiał pokazać co się w nim kryje,
tak teraz jest dorosłym, który szkolenie zaniedbał i znów nie jest pewien tego,
co się w nim kryje, ale znów będzie musiał wysunąć się na czoło i pokazać, że
jednak jest herosem. Więcej zdradzać nie zamierzam, ale wszystko, co tu
widzicie, łącznie z konkretnymi scenami, widzieliście też do tej pory i ja
osobiście chętnie zobaczyłbym coś świeższego, bo seria „Super” (w wersji anime,
bo w mandze, która zaszła dalej, poszło to w nieco innym kierunku) to właściwie
powtarzanie wszystkiego, co już w „Smoczych kulach” było wcześniej.
Tak czy inaczej jednak, dzięki fajnym, dynamicznym
rysunkom, które nie są zepsute filmowy CGI i 3D, wypada to wszystko lepiej, niż
na wielkim ekranie. Dlatego, chociaż od połowy jest wtórnie, wersję mangową
polecam bardziej, niż filmową. Oby tak w końcu wszystkie luki w „DBS” zostały
zapełnione w ten sposób, bo to się tej serii należy. Ale nadal czekam na jakąś
nową sagę i że Tori znów wymyśli coś świeżego. Bo jeszcze mu się zdarza.
Czasami, ale jednak. Ale to czekanie chwilę potrwa, bo w tym tomie dostajemy
rozdziały #89-92, a tymczasem finał „Super Hero” przewidziany jest na odcinek
100, czyli przed nami jeszcze dwa tomy tej historii.
Komentarze
Prześlij komentarz