Ten album powstał
kilka lat temu z okazji pół wieku istnienia serii. Miał być takim pięknym
hołdem dla postaci, ale i dla Goscinnego, wtedy już od wielu lat zmarłego ojca
dzielnych Galów, a wyszedł… No sympatycznie wyszedł, ciekawie wyszedł, ale to
nie to samo. O wiele lepszy jest od niego album „Galijskie początki”, który,
podobnie jak ten, złożony jest z różnych rzeczy (choć tu splecione jest to w jedną,
dużą opowieść), nadal jednak absolutnie warto go poznać, bo przyjemny jest i ma
kilka wartościowych momentów. W tym przedruk sympatycznego przewodnika Goscinnego
po podróżowaniu w świecie Asteriksa.
Zbliżają się urodziny
Asteriksa i Obeliksa. Tak się składa (sprzecznie z innymi częściami serii, ale
co tam), że obaj obchodzą je jednego dnia. A że są najważniejszymi
przedstawicielami swojej wioski i tyle dla niej dokonali, każdy chce złożyć im
hołd i dać jakiś prezent. Nawet wrogowie, tacy, jak znani nam wszystkim,
piraci. Juliusz Cezar też „zamierza” się dołączyć (na rozkaz Kleopatry, która
wobec Galów ma dług wdzięczności po tomie „Syn Asteriksa”), ale nie zamierza odpuścić
okazji, by napsuć im krwi…
I na takim
kombinowaniu co tu dać i jak uczcić mija bohaterom czas. Asteriksa i Obeliksa
jako takiego jest tu niewiele, acz to oni są w centrum zainteresowania. A całe
to kombinowanie daje pretekst Uderzo, by mógł wrzucić tekst zmarłego
przyjaciela, współtwórcy serii czy masę własnych prac z bohaterami, nawiązujących
do klasyki malarstwa. Są też ciekawe wprowadzenia, w tym wspomnienia córki
Goscinnego. Ale całość to taki nie do końca spełniony miszmasz wszystkiego, co
przyszło Uderzo do głowy.
Więc tak: jako
jubileuszowe podsumowanie, taki hołd, rzecz jak najbardziej okej. Jako kolejny
tom świetnej serii już gorzej, ale nadal sympatycznie. Szczególnie na początku,
gdzie podczas czytania o starszych o pięć dekad Asteriksie i Obeliksie łezka w
oku zakręcić się może. Ale scenariusz Uderzo nie jest tak odkrywczy, jak byłby
Goscinnego. Mniej też jest tym razem satyry i odniesień popkulturowych, choć
też ich nie brak – choćby do parku rozrywki w tematyce Galów – ale i tak
pozostaje zabawny, pełen przygód, akcji i tego niezapomnianego klimatu, za jaki
kochamy serię.
Wszystko to wieńczy
zaś znakomita szata graficzna, która od początku serii zachwyca i wciąż
pozostaje równie znakomita, jak dekady temu, a także tradycyjnie dobre wydanie.
Pogrubione zresztą, bo trochę więcej stron tu jest. I chociaż nie jest to
wszystko do końca spełnione, nadal warto. Lepsze to to od wszystkich tych
dodatków pokroju „Imperium smoka” i nikt chyba nie pożałuje lektury. A dla mnie
to już koniec. Wszystkie części serii zapieczone, przeczytane (poza drobiazgiem
w formie albumu „W hołdzie Albertowi Uderzo: Asteriks i przyjaciele”, stworzonego
przez różnych autorów, a trudnego do zdobycia) i fajnie było. I wciąż mi mało.
Komentarze
Prześlij komentarz