Nieśmiertelny
Hulk to jedna z najlepszych propozycji od Marvel
Fresh. Nastrojowa, nieźle pomyślana i zadziwiająco świetna, jak na Ala Ewinga,
który przecież częściej nas zawodził, niż zachwycał, od początku była przyjemna
i jest nadal. I nadal kupuje mnie tak, jak na to liczyłem, a ja wciąż mam
ochotę na więcej. A to spory komplement, gdy nie przepada się ani za
scenarzystą, ani tym bardziej za postacią, o której pisze.
Zielone wrota zostały otwarte. Hulk z towarzyszami trafia do miejsca, które można uznać za piekło i... Kim jest władca tego miejsca? Jakie tajemnice skrywa ojciec Bannera i ich wspólna przeszłość? I wreszcie co w obliczu końca świata zrobi nasz bohater - zechce go powstrzymać, czy może osobiście sprowadzić? Niezależnie od wybranej drogi, to wcale nie koniec, a dopiero początek i już wkrótce zacznie się prawdziwa gamma-rozwałka...
Hulk w dzisiejszych czasach jakoś szczególnie
topowym bohaterem nie jest (a do moich ulubieńców nigdy nie należał, nawet w
latach świetności) trzeba jednak pamiętać, że to jeden z pierwszych bohaterów
Marvela. No i przy okazji gość, który sprawił (okej, wiem, efekt manipulacji
Lokiego, ale też się liczy), że powstali Avengers. Łatwo jednak zapomnieć, że w
czasach, kiedy komiksy były skierowane stricte dla dzieci, ten jeden wyjątkowo
mocno inspirowany był horrorami, a dokładniej klasyką, jaką jest Doktor
Jekyll i pan Hyde. Ale o tej grozie często zapominano, skupiano się,
słusznie zresztą, na wewnętrznych rozterkach Sałaty, niemniej ten elementy
grozy, jakże ważny w kreowaniu postaci, za często był pomijany. Ale Ewing go
przywrócił i to w dobrym stylu. I temat ciągnie nadal z dobrym skutkiem.
W tym tomie na dodatek mocniej jeszcze idzie w klimaty religijne, tematyka chrześcijańska, judaistyczna i parę innych dość mocno pobrzmiewają w opowieści, starając się połączyć Hulka z tematyką wierzeń, a tym samym bardziej doprecyzować jego genezę i znaczenie. Jednocześnie seria idzie w tej części w fajnie ujęte eko-tematy (Zielony Hulk nabiera tu nowego znaczenia) i choć czasem zakrada się tu chaos, a wyjaśnienia (choćby finał wydarzeń w Piekle) mogłyby być bardziej satysfakcjonujące, bo motywacja bohatera czasem wydaje się być traktowana po macoszemu, nadal świetnie się to czyta.
A i tak przede wszystkim na fajnym horrorze skupia się na ta seria. Oczywiście jest tu typowe superhero, pojawia się akcja,
zeszyty mają dobre tempo, jest tu sporo popisów i widowiskowych sekwencji, ale
liczy się – dla mnie na pewno, ale i twórca też idzie tą drogą – klimat. Jest
więc na co popatrzeć, są sekwencje, nad którymi warto się zatrzymać, a sama
fabuła pozostaje całkiem intrygująca, dobrze wykonana – jak na Ewinga to istna
rewelacja – na nudę nie ma tu miejsca, a rzecz nie jest przegadana, zachowując
dobry balans między konkretną akcją, a tekstem. No i są jeszcze rysunki, dość
realistyczne, ale lekkie, dobrze oddające miejskie plenery i uzupełnione o
pasujący kolor są miłe dla oka.
Ot naprawdę dobry komiks. Jak na twórcę i jak na współczesnego Marvela, swoisty ewenement jakościowy. Dobre rozrywka, na dodatek niegłupia i z przesłaniem, zapewniona. I to na paru poziomach. A komu mało, zanim sięgnie po tom trzeci, może złapać za Venom #3, gdzie jest spory event z Carnage'em i gdzie za tie-in robi dodatkowy, niezamieszczony w tomach zeszyt Hulka Ewinga.
Komentarze
Prześlij komentarz