Chrono Trigger (PC)

CRONO W AKCJI

 

Toriyama nie żyje. Ale jego twórczość wciąż jest z nami, wciąż ma się dobrze i przygoda z nią szybko się nie skończy. Ale na razie zasiadłem do jednej z najbardziej znanych i cenionych gierek, do jakich Tori przyłożył rękę. Czyli „Chrono Trigger”, staroć wyglądający jak gierki na Game Boy Color (rzecz debiutowała na SNES-ie, więc wiecie), pikselowy, dwuwymiarowy… Ale jakże wyśmienity. RPG w stylu „Pokemona” (ja wiem, że do innych gierek jest to porównywane, mi jednak przede wszystkim z Kieszonkowymi Stworkami się to wszystko kojarzy, bo zagrywałem się w nie swego czasu i to potężnie), z chodzeniem, zbieraniem i turowym walczeniem, które mają w sobie tyle mocy i magii, że warto gierkę kupić, choć w tej cenie śmiało można by dorwać na promocji jakiś współczesny hit.

 

Głównego bohatera, Crono, poznajemy w chwili, kiedy trwają obchody tysięcznego roku. To w ich trakcie poznaje pewną piękną dziewczynę, która po części za jego sprawą zniknie w tajemniczych okolicznościach. Wyrusza więc na jej poszukiwania, nie mając jeszcze najmniejszego pojęcia w jakie tarapaty się wpakuje…

 

Gra jest w sumie prosta. Chodzisz, zwiedzasz miejsca, wykonujesz zadania, czasem znajdziesz jakąś skrzynię to sprawdzasz co się w niej znajduje, częściej trafiasz na jakiegoś przeciwnika, więc z nim walczysz. I rosną Twoje statystyki, rośnie poziom, znalezione czy kupione ubrania i broń wzmacniają bohaterów i ataki i tak się to toczy. Takich gier jest sporo, niektóre klasyczne, niektóre współczesne, jak się grało w jedną, jakby grało się we wszystkie, ale to też taki schemat, który się po prostu uwielbia. Co więc wyróżnia „Chrono Trigger”?

 


Po części na pewno fabuła związana ze skokami w czasie w te i inne rejony. Mapa i okolice te same, zmienia się jednak czas, więc i miejsca akcji. Od barwnego fantasy, po zrujnowane kanały świata poastapo. A wszystko w towarzystwie bohaterów i grafik, które po prostu robią tę grę. Miodnie się w nią gra, nie przeczę, ale miodnie gra się w wiele jej podobnych – no i nadal mi się marzy, żeby tak „Pokemony” były na PC – za to szata graficzna w wykonaniu Toriyamy wyróżnia tę gierkę in plus. Od samego początku, od tej mega uroczej animacji otwierającej produkcję, czuć tu dragonballowy look, feeling. Zauważcie, jak wiele z postaci Crono ma w sobie późniejsza przemiana Gokū w wersji God: te włosy, oczy, no od razu wszystko się kojarzy. Tak samo, jak ta dziewczyna-wynalazczyni niczym ta Bulma. No i to mnie kupuje – i dlatego, jako fan Toriego, tak chciałem w to zagrać.

 

Świetne jest też tu to, że gra daje nam masę swobody. Otwarty świat to raz, dwa, że nawet walki możemy toczyć tak, jak chcemy – czyli jak nas to nie kręci (ja uwielbiam, ale są ludzie, którzy chętnie by z tego systemu starć zrezygnowali), wciskamy przycisk i pojedynki toczą się automatycznie (przetestowałem, ale w trakcie walki wyłączyłem automat i zrobiłem po swojemu, bo pewnie bym zginął ;) ). Poza tym co do tych walk to nie jak w „Pokemonach”, że przeskakujemy do specjalnej planszy, a toczymy ją w terenie, w którym się znajdujemy. Niby drobi gaz, a fajny. No jak cała ta gierka. Ot wzorcowy jRPG, który polecam całym serduchem.

Komentarze