Pralka – Mark Arturro

W KIEPSKIM ŚWIECIE… KIEPSKIE RYMY

 

W kiepskim świecie Kiepskie sprawy

Marne życie i zabawy

Są codzienne awantury

Nie ma dnia bez ostrej rury

 

Ojciec biega na bosaka

Jest zadyma i jest draka

Nikt nikomu nie tłumaczy

By spróbować żyć inaczej

- Big Cyc

 

Chociaż sięgając po „Pralkę” spodziewałem się po niej czegoś zupełnie innego i na coś zupełnie innego ochotę miałem, kiedy zacząłem lekturę, naprawdę chciałem się do niej przekonać. Ale się nie udało. Choć bardziej pod względem formy, niż treści, to muszę zaznaczyć – a właściwie nie tyle formy, bo ani do sztuki dramatycznej, ani do wiersza nic nie mam, a wręcz przeciwnie, a wykonania. Ale rzecz ma swoje plusy, ma momenty, dla których warto, co nie zmienia faktu, że tak, jak poprzedniego dzieła autora, czyli wyrugowanego intelektualnie i emocjonalnie erotyka „Jasnowidz i czarownica”, w którym nawet erotyczna strona kulała bardzo mocno, tak i tu odczułem spory zawód.

 

Historia dzieje się w Nowy Rok, kiedy to do mieszkania pewnej pary przychodzi ich znajomy – Autor. Ta para to taka ze stażem, ale i niestroniąca od kieliszka, szczególnie mąż leń, którego żona utrzymać musi. A Autor, cóż, z kobietą się pokłócił, w gości przyszedł, a tamci chcą mu pomóc w problemie. Ale przede wszystkim wszyscy siedzą, piją i gadają i…

 

No i już tu widać to, co można uznać za wtórność tej historii. No mamy kamienicę, mamy jej mieszkańców-alkoholików, mamy bohatera, który nie pracuje, który się leni i pije, a żona musi na niego zarabiać, ale jednocześnie to on całkiem niezły kombinator i to i owo ugrać też potrafi i od razu widzimy „Świat według Kiepskich”, bo to wszystko, jak żywcem wzięte z tamtego serialu. No ale tu pojawia się pewien problem, bo jest data, sugerująca jakoby rzecz powstała w 1996 roku (choć może przecież równie dobrze mówić o dacie akcji opowieści, tego nie ma powiedzianego), a „Kiepscy” debiutowali trzy lata później. No ale czy rzecz wtedy rzeczywiście powstała, i czy dokładnie w takiej formie pod względem treści, nie wiem. Wiem, że wydano ją w 2023 roku i jako rzecz nowa, fabularnie jest mocno wtórna. Za to mimo to całkiem nie najgorzej pokazuje nasz narodowy problem alkoholowy. Okej, trochę po macoszemu, bo ta książeczka liczy nieco ponad pięćdziesiąt stron, a tekstu jest tu bardzo niewiele, bez odpowiedniego zgłębienia go, ukazania i zanalizowania (nie po tym, jak tak świetnie analizowali go Smarzowski czy Koterski). Choć klimat nadwiślańskiej meliny, w której ludzie żyją za grosze i z pomocy społecznej, uchwycić udało się nieźle, to muszę autorowi oddać.

 

No, ale jeśli chodzi o wiersz to źle jest niestety. Bo tak, mamy tu do czynienia nie z prozą, a sztuką dramatyczną, której dialogi pisane są wierszem właśnie. I o ile to, co prozą, opisy, didaskalia, to wszystko jest całkiem do rzeczy, o tyle rymy to niestety porażka. Autor stara się pisać ośmiozgłoskowcem, ale nie umie zachować rytmiki, kaleczy tempo i płynność wiersza, a rymy, które nam serwuje są… no co tu dużo mówić, rymy częstochowskie to i tyle. Fakt, że posługuje się nieco archaicznym językiem, pełnym słów, które mogą się wydawać czymś z wyższej półki, może niektórych nabrać, oszukać, ale ostatecznie widać, że miały one za zadanie jedynie maskować niedociągnięcia, ale nie maskują. Rymy są tak proste, że czasem to boli, a wersy tak krótkie, że potrzeba by kogoś, kto lepiej umie władać słowem, aby stworzył w ich ramach coś zgrabnego i płynnego w odbiorze. Zamiast tego mamy prostotę kogoś, kto może i zna dużo słów, ale w rymowaniu ich stawia dopiero pierwsze kroki – takie wrażenie sprawia „Pralka”.

 

Więc? Jako ciekawostkę można, można teraz, akurat na dwudziestopięciolecie „Kiepskich”, bo na zasadzie skojarzeń i sentymentów da się czasem znaleźć tu nieco zabawy. Można też dla kolejnej cegiełki komentarza na gruncie naszej alkoholowej przywary narodowej – cegiełki niewprawnej, ale jednak obecnej. Ale niestety nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.

Komentarze