Ćma #5: Epizod 9 – Tomasz Grodecki, Tomasz R. Borkowski

ĆMA: ‘NUFF SAID

 

Nowa „Ćma” to zeszyt, który sprawia wrażenie, jakby twórcy chcieli poeksperymentować nieco z kolejnym komiksowym schematem – tym razem opowieści serwowanych nam niemal bez słów. Coś, jak w pamiętnym evencie tematycznym od Marvela ‘Nuff Sad (wiem, wiem, to nie jedyna taka rzecz, a i na polskim rynku, w klasyce komiksowej, także niemych opowieści graficznych nie brakuje, acz jakoś zawsze to mi najbardziej się z takowymi tworami kojarzy). Ale nie tylko. Bo scenarzysta tej serii stara się, żeby każdy kolejny zeszyt to było coś nowego, coś odmiennego i tak bawiąc się schematem, jednocześnie serwuje nam za każdym razem rzeczy spójne ze swoją, rozbudowywaną sukcesywnie od samego początku wizją. No i fajnie jest, a ja chętnie tu wracam z kolejnymi zeszytami.

 

Są inne światy, inne wymiary, rzeczywistości. I są inne Ćmy, inny Mol. A wraz z tym wszystkim są też zaburzenia czasoprzestrzenne. Czy za wszystkim stoi gazeta?

Tymczasem ci, którzy za wszystko odpowiadają, na wieść, że Ćma o wszystkim wie, wdrażają operację „Transmisja”, która rzuca naszym bohaterem… Właśnie, dokąd? W jakim celu? I jakie będą tego konsekwencje?

 

Fajnie jest popatrzeć na Ćmę w realiach obecnej Warszawy. I fajnie jest popatrzeć na akcję z dwiema Ćmami. Na to, jak świat nasz i komiksowy przeplatają się, jak przeplatają się z Ćmą popkulturowe klasyki. O treści za wiele nie ma co tu pisać, wiadomo, to tylko jeden zeszyt, tym razem znów jedna dłuższa fabuła, nią dwie krótkie, co wychodzi serii na dobre, ale i tak zbyt wiele zdradzać nie ma co. Za to zabawa jest udana, czyta się to przyjemnie – bardziej ogląda, niż czyta, ale o tym za chwilę – i czytelnik dobrze się bawi, a przy okazji dowiaduje się konkretów o ćmowym multiwersum.

 

Poza tym podoba mi się tu też to, co bardziej w tle. Czyli? A choćby takie alternatywne spojrzenie na komiksową branżę, która w tym świecie – serio, czy nie to już ocenicie sami – daje twórcom masę korzyści i solidne pieniądze, pozwalające na kupowanie jachtów i szaleństwa na nich. Poza tym, choć komiks w zasadzie dzieje się bez słów, przekazuje nam sporo treści, bawiąc się formą, czy puszczając oko korespondowaniem ze współczesnością, tym razem jeszcze mocniejszym (zarówno w treści głównej, jak i w takich smaczkach, jak satyra na alerty RCB, przekazywane w rzeczywistości Ćmy za pomocą mediów papierowych). Niby drobiazgi, a cieszą.

 

Wracając zaś do szaty graficznej, to tym razem mamy połączenie rysunków i zdjęć. Kolaż prawdy z fikcją. W większości albumu rysunkowa w zasadzie jest tylko nasza Ćma, reszta to dostosowane do komiksu, czarnobiałe fotografie, gdzie nawet druga Ćma jest kimś prawdziwym – sfotografowaną osoba w stroju herosa. Jest tu też parę kadrów zaczerpniętych ze znanych filmów, kilka elementów histerycznych. A wszystko splecione w jedną, naprawdę fajnie wyglądającą całość, która pokazuje, że i od strony graficznej „Ćma” lubi iść w różnorodność, eksperymenty i po prostu dobrą zabawę twórców, która udziela się nam, czytelników. I wszystko to jest na dodatek zasadne, umotywowane.

 

Ot fajny tom, fajnej serii. Trzyma poziom, bawi. I znów otwartym zakończeniem uchyla furtki na kolejne, ciekawie zapowiadające się części.

Komentarze