DŹWIEDŹ IDZIE NA SOLO
Kolejne „Osiedle Swoboda” i kolejny jubileusz. Bo
raz, że te historie zbiorczo po raz pierwszy pojawiły się w 2014 roku, czyli
dekadę temu, dwa, że ich wznowienie rzucono na rynek w nowym wydaniu pięć lat
temu. Więc znów jest do czego wracać i co świętować. A sama opowieść to nic
innego, jak to samo stare dobre „Osiedle”, ale skupione wokół jednego tylko
bohatera (choć reszta ekipy też wraca). Może i z nieco innym, mroczniejszym
klimatem, bo za szatę graficzną odpowiada już inny rysownik. A omawiam ją jako
drugą w kolejności rzecz, bo w większości historie dzieją się przed finałowym
rozdziałem pierwszego tomu. Tym bardziej, że dla mnie to nie tyle spin-off, ile
po prostu kolejne osiedlowe historie, które już wcześniej skupiały się na
poszczególnych bohaterach (jak choćby w historiach „Z pamiętnika Wiraża”),
szczególnie, że właściwie wszystko, poza szatą graficzną pozostało takie samo.
I jest niemal równie dobre.
Największy zakapior na Swobodzie, gość, który
praktycznie nie trzeźwieje, a w mordę potrafi dać solidnie, powraca solowo i w
typowy dla siebie sposób zaznacza swoją obecność. Jak zwykle największy kłopot
stanowi dla niego kwestia zatrudnienia. Nie dość, że Destroyersi zaczynają mieć
problemy z powodu urągających wszelkim przepisom warunkom pracy, to jeszcze
kolejne zajęcia Dźwiedzia tradycyjnie dalekie są od normalności…
Pamiętam, jak to było po raz pierwszy. Że się
Śledziowi kończą pomysły na „OS” zaczęło stawać się jasne gdzieś w 2003 roku.
Dotąd był to flagowy tytuł „Produktu”, gościł w każdym numerze, po dwunastym
epizodzie czekał nas jakiś rok przerwy, zanim pojawił się one-shot „Santa Needs
You”. Potem seria wróciła z „Niedźwiedziem”, ale tym razem Śledziu ograniczył
się tylko do pisania scenariuszy, pracując jednocześnie nas tym, co miało stać
się kolorową serią zeszytową. A ta opowieść o Dźwiedziu zajęła tylko trzy
epizody, zanim „OS” wróciło dopiero w 2004 roku, z ostatnim epizodem, a potem
serią. No i te trzy ówczesne odcinki (z drobnymi zmianami w treści dialogów) stanowią
połowę materiału, jaki znalazł się w albumowym „Niedźwiedziu”, reszta to już rzeczy
zupełnie nowe i nadal trzymające poziom, choć taki „Kalkulator”, prosty i jakoś
nieszczególnie śmieszny, niczego nie rwie.
Ogólnie jednak scenariusz Śledzińskiego nie różni
się od dokonań autora znanych z „OS”. Akcja jest nieco może bardziej przyziemna
i poważna, ale nadal jest to ta sama stara, dobra „Swoboda”, w której zakochali
się fani. Mamy więc i portret pokolenia Śledzia, i panoramę blokowiska, i
komentarz socjologiczny, i porcję mądrości podszytej filozofią, nie brak tutaj
także dosadnej, ale nie pustej wulgarności. W premierowych epizodach także nie
zmieniło się wiele. Może mniej tu samego Niedźwiedzia, a i reszta swobodnych
jest rzadkością, ale nawet „Kalkulator” daje radę, a kiedy dochodzimy do „Altany”
to widać, że Śledziu złapał wiatr w żagle i fajnie, sentymentalnie zagrał na
tym powrocie do korzeni, pewnie z niejednego wyciskając nostalgiczną łezkę.
Przynajmniej wtedy, gdy po latach był to pierwszy taki powrót.
Największą zmianę pomiędzy starymi a nowymi
epizodami przeszła kreska Kurta, który ładnych parę lat temu zyskał nieco
rozgłosu (m.in. pracą przy animowanej wersji „Jeża Jerzego”) i uznania także za
granicami naszego kraju (choćby komiksową adaptacją filmu „80 milionów”). Kiedy
zaczynał w „Produkcie” jego grafiki były mocne i pełne czerni. Wnosiły klimat
noir i nieco estetyki grozy. Teraz Kamil rozładował nieco swój styl. Wysmuklił
postacie. Dodał greyscale. Pokazał więcej detali. Bardziej przypomina też prace
swojego kolegi z „Produktu” Clarence’a Whiterspoona, nie mniej nadal jest tu w
formie i ma coś swojego. Innego, ale nadal pasującego do „Osiedla”.
No i to w zasadzie tyle. W czasach „Produktu”
solówka Niedźwiedzia była udana, udana okazała się też zebrana w album i
dopełniona nowymi epizodami. I teraz, lata później, nadal świetnie daje sobie
radę. Może też dlatego, że w odróżnieniu od głównej serii, w tej mniej czuć
klimat tamtych lat i miejsc, a bardziej taką niezależność – swojską, ale
jednak? Ważne, że nadal się to sprawdza i że dobrze mi zrobił ten powrót tu po
kilku latach.
Komentarze
Prześlij komentarz