KOSZMARY
W GŁOWIE LOVECRAFTA
Kochać horrory, cenić literaturę z dreszczykiem, a
nie znać twórczości Lovecrafta po prostu nie wypada. To w końcu jeden z
najważniejszych i jednocześnie najlepszych pisarzy, mających wielki wpływ nie
tylko na gatunek, ale i kulturę popularną. Wprawdzie od jego śmierci minęło już
osiemdziesiąt lat, a na rynku pojawiło się mnóstwo wspaniałych twórców
literackiej grozy, którzy zdobyli międzynarodową sławę i sami stali się wzorami
do naśladowania, lecz Lovecraft wciąż pozostaje jednym z niedoścignionych mistrzów.
I tak samo jak przed laty – porusza, emocjonuje, wywołuje napięcie i burzy
spokój czytelnika, w niepozorny sposób zasiewając w jego głowie ziarno
prawdziwego koszmaru.
Szukać wątku przewodniego w niniejszym zbiorze, jak
i w każdym innym Lovecrafta, nie ma większego sensu. Bo czy prastara groza
wkraczająca do naszej codzienności w pozornie niewinny sposób może być wątkiem
samym w sobie? Jest za to coś, co łączy – jeśli nie całą twórczość pisarza z
Providence, to na pewno lwią jej część – mitologia Cthulhu. Mitologia
opowiadająca o przedwiecznych bytach, czasem nazywanych bogami(choć bardziej
pasowałoby do nich jakieś demoniczne określenie), które pochodzą z kosmosu. Ich
wygląd przeczy wszystkiemu, co uznajemy za normalne, ich budowa daleka jest od
zgodności ze znaną nam biologią, a ich obecność nie przynosi ze sobą niczego
dobrego. Groza starsza niż ludzkość wciąż budzi lęk, pradawna, zapomniana, ale
też zakazana wiedza wychodzi na jaw, wywołując prawdziwy koszmar, a człowiek,
choć dominujący obecnie na Ziemi, wydaje się taki nieistotny wobec potęg, z
jakimi musi się mierzyć.
Wiele można powiedzieć o twórczości Lovecrafta,
oczywiście głównie dobrego, ale wszystko to i tak będzie sprowadzać się do
jednego. Bo czy skupimy się na chwaleniu pomysłów samotnika z Providence, czy
też na jego stylu lub prowadzeniu poszczególnych historii, sednem i tak
pozostanie realizm. Siła przekonywania, z jaką autor serwuje nam swoje nawet
najbardziej nieprawdopodobne rzeczy. Wystarczy przyjrzeć się chociażby samemu
wyglądowi stworzeń z jego mitologii, a dokładniej temu najważniejszemu i
najsłynniejszemu ich przedstawicielowi, Cthulhu. Głowa ośmiornicy, smocze
skrzydła, ciało o nie do końca wyraźnych kształtach, ale z rękami o długich
pazurach… Gdyby takie stworzenie opisał ktoś inny, wyszłoby śmiesznie – Stephen
king, który mocno inspirował się Lovcraftem i wielokrotnie próbował podobnych
zabiegów, jest tego najlepszym przykładem – tymczasem w tym przypadku nie tylko
nie brzmi to śmiesznie, ale wręcz budzi niepokój.
Wszystko to oczywiście zasługa realizmu. Lovecraft
pisze o swoich dziwacznych wizjach z takim przekonaniem, że czytelnik nie jest
w stanie ich zanegować. Na dodatek zamiast uprawiać jakąś wymyślną literaturę
(choć kwiecistości opisów nie sposób mu odmówić), oferuje stosunkowo proste,
ale w tej prostocie konsekwentne opowieści z gatunku tych, jakie snuje się
nocami przy ognisku. To także dodaje im prawdziwości, a fakt, że pisarz wplata
we wszystko „fakty” historyczne, tylko intensyfikuje doznania.
Jakie teksty wchodzą w skład tego zbioru? Bardzo
różne, w tym Zagłada Sarnathu, Alchemik, Poza murem snu, Koty Ultharu, Ogar,
Zimno, Przez bramy srebrnego klucza, Dziwny wysoki dom wśród mgieł, Grobowiec,
Biały statek i jedno z moich ulubionych opowiadań Lovecrafta, Sny w domu
wiedźmy. Szczególnym sentymentem darzę je choćby dlatego, że pierwszą powieścią
grozy, jaką przeczytałem, byli Drapieżcy, Mastertonowska wersja tego właśnie
tekstu. Wszystkie opowieści jednak trzymają podobny, bardzo wysoki poziom,
urzekają, zachwycają, wciągają i pobudzają wyobraźnię. Nieważne ile razy się je
czyta. Warto więc sięgnąć po ten zbiór – czy znacie już te teksty, czy też
dopiero chcielibyście zacząć swoją przygodę z Lovcraftem.
Komentarze
Prześlij komentarz