Biegunka – Michał „Śledziu” Śledziński

BIEGNIJ, SKOLMAN, BIEGNIJ

 

Gdyby nie ten komiks, pewnie nie byłoby „Produktu”. Powaga. Bo właśnie fiasko tego komiksu, jako albumu dla Egmontu sprawiło, że Śledziu poszedł i pogadał ze znajomym, a z tej rozmowy wynikła idea, która stała się magazynem świętującym w tym roku swoje ćwierćwiecze. A sama „Biegunka” ostatecznie pojawiła się na łamach „P” w numerach 1-3/2000, podzielona na trzy czarnobiałe części. I chociaż Fido i Mel, z serii o przygodach których pochodzi ta historia, doczekali się swojego zbiorczego albumu w 2001 roku, a do dziś co i raz pojawiają się w „KDP” (gdzie mają wrócić w kolejnym tomie zbierającym krótkie formy Śledzia z tego pisma), sama „Biegunka” ani albumowego wydania, ani wznowienia nigdy się nie doczekała.

 

Tutusity. Upalne lato, kiedy to emeryci z gorąca padają na ulicach, jak muchy. W takiej właśnie sytuacji każdy szuka ochłody, w tym Skolman. I tę ochłodę znajduje w zamrażalce lodówki i… No właśnie, przypadkiem zatrzaśnięty w zamrażalniku, gdzie odkrywa istnienie  Bieguna Południowo-Wschodniego, kraju Eskinosów. Nie ma jednak jeszcze najmniejszego pojęcia, co może go tam czekać…

 

Więc to było tak. Zanim powstał „Produkt”, „Fido i Mel” istnieli już od trzech bodajże lat, ukazując się na łamach „Świata Gier Komputerowych”. Były to jednak krótkie epizody, jednostronicowe historie, dowcipy bardziej, niż fabuły. Ale Śledziu stworzył też długi metraż, „Biegunkę” właśnie, jak już pisałem, i chciał ją sprzedać Egmontowi. Kołodziejczak z Egmontu nie był zainteresowany, Śledziu więc mając czas pogadał z kumplem z branży gier i tak w skrócie zrodziła się idea „Produktu”, a kiedy „Produkt” już powstał, a szans na albumowe wydanie nie było, rzecz trafiła w odcinkach już do drugiego numeru i tak w końcu dała się poznać czytelnikom.

 


A jak się dała? A bardzo fajnie. Tym razem to nie Fido i Mel grają główne role, a ich żółw Skolman, reszta jest jednak taka sama – „Animaniacy” w wersji dla dorosłych. Kreskówka zabawna, cartoonowa, ale wulgarna. No i absurdalna. Czerpiąca pełnymi garściami z różnych stron, nawet z „Opowieści z Narnii” czy komiksów Baranowskiego, z elementami, które potem powracały (to tu pojawia się taki Bystry, prototyp późniejszego bohatera osiedlowej „Ballady o Bystrym”). I fajnie się to czyta. Nie jest to poziom „OS”, nie jest to też poziom najlepszych produktowych serii, ale taka długa forma z tymi bohaterami wypadła naprawdę ciekawie i gdyby tak zrobić z tego album w kolorze, nawet dziś by się to sprawdziło.

 

Graficznie jest prosto, ale wyraziście. Typowa dla Śledzia z tamtych lat cartoonowa robota, z obłościami, z uproszczeniami, z deformacjami. Mimo unikania czerni, w czym pomagały zimowe klimaty tego komiksu, nie brak tu nastrojowych momentów, a całość to całkiem sympatyczna, choć pozbawiona głębi rozrywka. Powrót do niej po latach okazał się całkiem udany. Moglibyśmy doczekać się nie tylko wznowienia, ale i jakieś zbiorczaka z wszystkim o Fidzie i Melu, a na razie zostaje nam grzebanie w dawno wydanych rzeczach.

Komentarze