Kaczogród - Carl Barks: Ogień olimpijski i inne historie z roku 1964 – Carl Barks

KACZKI MAŁO ZNANE

 

„Kaczogród” tom 26. Już. Jak to zleciało. Aż się wierzyć nie chce. Ale dobra, nie o tym chciałem, a o nowym tomie, który pozornie jest jak wszystkie inne. Pozornie? No bo tak, to już część z końca kariery Barksa, wszystko to najbardziej znane, najbardziej znaczące i najlepsze jest już za nami – chociaż nie myślcie, że już nie jest rewelacyjnie, bo nadal jest – a kolejne komiksy to w zasadzie pewien schemat. Jest jednak coś, co wyróżnia ten album na tle poprzednich, a dokładniej fakt, że prawie w całości jest to materiał premierowy. Jedynie trzy dziesięciostronicowe historie pochodzące z „Ognia olimpijskiego” ukazały się kiedyś po polsku (lata 1997-1998), a to tylko nieco ponad 10 procent materiału całości. Reszta to absolutna nówka i to nówka świetna, dla każdego, w każdym wieku.

 

Jeśli chodzi o akcję, to wiadomo, wtrącają najwięksi wrogowie: Bracia Be i Magika de Czar. Ale to zaledwie część tego, co się dzieje: bohaterowie lecą w kosmos, przeżywają kolejne Święta Bożego Narodzenia czy sportowe emocje. Oczywiście, nasze kaczki imają się tu różnych zajęć, przeżywają wiele przygód, pakują się w kolejne kłopoty i przekonują się, jak szczęście może być przekleństwem.

 

„Kaczogród” to dla mnie taki wehikuł czasu. Jedna z tych rzeczy, które biorę do ręki i przez chwilę znów mogę poczuć się, jak dzieciak. Jak ten dzieciak, który pewnego mroźnego, lutowego poranka, leżąc w łóżku z gorączką, zaczytywał się nowym, zimowym numerem „Kaczora Donalda”. Jak ten kilkuletni chłopak, który w okresie przedświąteczej gorączki, zaczytywał się pogrubionym numerem pisma, składając kartonową grę dołączoną do magazynu. Jak ten dawny ja, który zbierał wszystkie numery, każde „Giganty”, wydania specjalne, nawet „Poradnik młodego skauta” (tak, takie coś też wychodziło). Znów mogę przez chwilę mieć te kilka lat, znów może być mniej problemów, a świat znowu wydawać się może prostszy i mniej brudny.


Magia. I za tą magię uwielbiam Barksa. Ale i bez tego, bez całego sentymentu, tęsknoty za dzieciństwem i pielęgnowania w sobie wiecznego dziecka, te jego komiksy świetne są: to prosta, ale skuteczna robota. Z jednej strony znajdziecie tu masę przygód, humor, a nawet satyrę, z drugiej czeka na Was przesłanie i mądrość. A wszystko to ponadczasowe i nieobrażające inteligencji, gustu i smaku nawet dorosłych czytelników. Ba, oni będą się w trakcie lektury bawić równie dobrze, co dzieci, choć jak zawsze w takich przypadkach, inaczej spoglądając na poruszane przez autora kwestie. Wiem, powtarzam się, ale co tu więcej można rzec, jak każdym tomie dostajemy właśnie takie atrakcje?

 


Świetnie to też jest narysowane, świetnie wydane, a fakt, że mamy taką kolekcję, zbierającą wszystko co Barks stworzył, chronologicznie i z materiałami dodatkowymi, cieszy, jak mało co. Tak samo, jak fakt, że mamy tym razem tyle nowego materiału. W skrócie: coś dla całej rodziny, naprawdę dobre, momentami rewelacyjne coś, co dostarczy masy niezapomnianej zabawy na dobrym poziomie. Mądre, z nienachalnym dydaktyzmem, bez infantylizmów, za to z prawdziwą siłą wyrazu. 

Komentarze