KACZKI
MAŁO ZNANE
„Kaczogród” tom 26. Już. Jak to zleciało. Aż się
wierzyć nie chce. Ale dobra, nie o tym chciałem, a o nowym tomie, który pozornie
jest jak wszystkie inne. Pozornie? No bo tak, to już część z końca kariery
Barksa, wszystko to najbardziej znane, najbardziej znaczące i najlepsze jest
już za nami – chociaż nie myślcie, że już nie jest rewelacyjnie, bo nadal jest –
a kolejne komiksy to w zasadzie pewien schemat. Jest jednak coś, co wyróżnia
ten album na tle poprzednich, a dokładniej fakt, że prawie w całości jest to
materiał premierowy. Jedynie trzy dziesięciostronicowe historie pochodzące z „Ognia
olimpijskiego” ukazały się kiedyś po polsku (lata 1997-1998), a to tylko nieco ponad
10 procent materiału całości. Reszta to absolutna nówka i to nówka świetna, dla
każdego, w każdym wieku.
Jeśli chodzi o akcję, to wiadomo, wtrącają najwięksi
wrogowie: Bracia Be i Magika de Czar. Ale to zaledwie część tego, co się
dzieje: bohaterowie lecą w kosmos, przeżywają kolejne Święta Bożego Narodzenia
czy sportowe emocje. Oczywiście, nasze kaczki imają się tu różnych zajęć,
przeżywają wiele przygód, pakują się w kolejne kłopoty i przekonują się, jak szczęście
może być przekleństwem.
„Kaczogród” to dla mnie taki wehikuł czasu. Jedna z tych rzeczy, które biorę do ręki i przez chwilę znów mogę poczuć się, jak dzieciak. Jak ten dzieciak, który pewnego mroźnego, lutowego poranka, leżąc w łóżku z gorączką, zaczytywał się nowym, zimowym numerem „Kaczora Donalda”. Jak ten kilkuletni chłopak, który w okresie przedświąteczej gorączki, zaczytywał się pogrubionym numerem pisma, składając kartonową grę dołączoną do magazynu. Jak ten dawny ja, który zbierał wszystkie numery, każde „Giganty”, wydania specjalne, nawet „Poradnik młodego skauta” (tak, takie coś też wychodziło). Znów mogę przez chwilę mieć te kilka lat, znów może być mniej problemów, a świat znowu wydawać się może prostszy i mniej brudny.
Magia. I za tą magię uwielbiam Barksa. Ale i bez tego, bez całego sentymentu, tęsknoty
za dzieciństwem i pielęgnowania w sobie wiecznego dziecka, te jego komiksy
świetne są: to prosta, ale skuteczna robota. Z jednej strony znajdziecie tu masę
przygód, humor, a nawet satyrę, z drugiej czeka na Was przesłanie i mądrość. A
wszystko to ponadczasowe i nieobrażające inteligencji, gustu i smaku nawet
dorosłych czytelników. Ba, oni będą się w trakcie lektury bawić równie dobrze,
co dzieci, choć jak zawsze w takich przypadkach, inaczej spoglądając na poruszane
przez autora kwestie. Wiem, powtarzam się, ale co tu więcej można rzec, jak każdym
tomie dostajemy właśnie takie atrakcje?
Świetnie to też jest narysowane, świetnie wydane, a
fakt, że mamy taką kolekcję, zbierającą wszystko co Barks stworzył,
chronologicznie i z materiałami dodatkowymi, cieszy, jak mało co. Tak samo, jak
fakt, że mamy tym razem tyle nowego materiału. W skrócie: coś dla całej
rodziny, naprawdę dobre, momentami rewelacyjne coś, co dostarczy masy
niezapomnianej zabawy na dobrym poziomie. Mądre, z nienachalnym dydaktyzmem,
bez infantylizmów, za to z prawdziwą siłą wyrazu.
Komentarze
Prześlij komentarz