Powroty – Pedro Moura, Marta Teives

POWTÓRKA

 

„Powroty”, debiutancki album Pedro Moury i Marty Teives, na pierwszy rzut oka wygląda, jak jeszcze jeden niepozorny, ale w rzeczywistości świetny komiks obyczajowy. Ale to pozory. Bo rzecz rozczarowuje. Nie jakoś strasznie, rysunkowo jest naprawdę bardzo dobrze, fabularnie nie najgorzej, acz sztampowo, ale drętwe dialogi (plus nie za dobry przekład) sprawiają, że czasem aż zgrzyta się zębami przy tej sztuczności językowej. Od biedy w zasadzie poznać można, jeśli lubicie takie opowieści, bo jako ogół tragedii nie ma, a rzecz czyta się szybko i lekko, ale na pewno nie za okładkowe 42 zł.

 

Główną bohaterką powrotów jest Madalena, która po latach wraca w rodzinne strony. Jako dziecko trafiła na leczenie z powodu problemów psychicznych, teraz wraca do tego, co było najlepsze – jak choćby dom babci, do którego się wprowadza po jej śmierci – jak i najgorsze, czyli tego, co sprawiło, że znalazła się na leczeniu psychiatrycznym. Niestety pobytu w domu zaczyna przebiegać w coraz dziwniejszy sposób. Niepokojące hałasy, dziwnie widoki w okolicy… Czyżby znów wariowała? A może jednak nigdy nie postradała zmysłów, tylko tak jej wmawiano?

 

Wiecie, że powrót zgarnął nagrodę dla najlepszego albumu na festiwalu Amadora BD 2018? Portugalska impreza komiksowa z tradycjami to, organizowana od 1989 roku, jedna z ważniejszych europejskich. Więc to chyba coś znaczy? Może i tak, ale ja w przypadku „Powrotów” nie potrafię zrozumieć wyróżnienia. Ten album powinien do mnie trafić, powinien mnie kupić, bo lubię takie historie, uwielbiam niemainstreamowe komiksy obyczajowe. Lubię takie pójście czy to w prawdziwy, czy tylko quasi realizm magiczny, jak tu. A jednak w tym wypadku nie zagrało to. Nie zrobiło wrażenia.

 

Fabuła to zlepek typowych motywów. Wątek fantastyczny? Sztampa niestety. Finał? Do bólu przewidywalny od połowy albumu, właściwie każdą scenę tych ostatnich stron przewidziałem już w tamtym momencie i tylko miałem nadzieję, że jednak się mylę. Nie myliłem. Szkoda. Ogólnie jednak, choć to taki przeciętniak, sam komiks nie jest zły. Typowy, ale co w tym złego? Problemem są dialogi, które są tak sztywne, tak sztuczne i nijakie, że naprawdę ciężko się to czyta. Nie wiem czy tak jest w oryginale, czy może to „zasługa” Jakuba Jankowskiego (tego samego, który siedział nad różnymi marvelowskimi kolekcjami, choćby tej z Carrefoura), ale zabija to sporo przyjemności.

 


Za to nie mam zarzutów do rysunków. Tu rzecz wypada bardzo przyjemnie, może nic to odkrywczego ani rewelacyjnego, ale naprawdę fajnie wygląda, ma w sobie i realizm i lekkość, a przy okazji podnosi poziom całości. Dobre jest też wydanie, chociaż w tym wypadku twarda oprawa wydaje mi się zupełnie zbędna, bo jedynie podnosi cenę, a to taki skromny albumik, który w zwykłej, kartonowej okładce prezentowałby się wystarczająco, ale cóż.

 

Tak czy inaczej to jedna z tych rzeczy, które przeczytać można, ale jeśli czytaliście już takie rzeczy, na pewno czytaliście niejedną lepszą od „Powrotów” historię, więc śmiało możecie odpuścić. Nic co zachwyci, nic co zmieni życie. No… no nic takiego.

Komentarze