GANGSTERKA
Z PAZUREM
„Produkt” stał komiksami przyziemnymi i swojskimi.
Przynajmniej do pewnego momentu. Eksperymenty z treścią i formą ostatecznie
doprowadziły do powstania „Strefy kwasu”, ale zanim to nastąpiło, magazyn bawił
się gatunkowymi opowieściami, jakby badając grunt. Efekt? Wśród różnych
pozycji, jak horrorowi „Dren”, czy sensacyjno-fantastyczny cykl komediowy
„Emilia, Tank i Profesor”, pojawiła się także „Gangsta”. Czyli taki nasz polski
odpowiednik „Blacksada”, tylko podany od drugiej, tej gangsterskiej strony.
Efekt? Kawał fajnej, poważnej, sensacyjnej serii z antropomorficznymi
zwierzętami, która pokazywała, że Śledziu potrafi wskoczyć w różne gatunkowe
buty i całkiem wygodnie sobie w nich chodzić.
Wszystko zaczyna się od pojawienia się nowego
człowieka, który szybko zjednuje sobie sympatię wszystkich, dostaje się na
wysokie stanowisko i zaczyna rządzić miastem. A właściwie trząść nim. mając władzę,
szybko podnosi podatki, wprowadza prohibicję, zaczyna przejmować wszystko, co
się da…
I tu na scenie pojawia się Pazur, młody, butny koci
gangsterzyna, któremu w życiu się nie układa: kobieta go zostawiała, ma długi
do spłacenia, a w robocie mu się nie wiedzie. Jego boss traktuje go ulgowo,
wszystko dzięki łączącym ich więzom krwi, ale kiedy kolejna robota Pazura nie
wypala, zostaje mu ostatnia szansa pokazania na co go stać i rozwiązania kwestii
spłaty. Niestety, ściąga na siebie nie lada kłopoty i przyjdzie mu zmierzać się
z wrogami potężniejszymi, niż by chciał…
Śledziu i noir? Jak widać i po takie klimaty
sięgał. Klimaty rodem z groszowych powieści, gier typu „Mafia” i niezliczonych
filmów. Z tym, że tu w rolach głównych obsadził gadające zwierzęta (zresztą
głównym bohater jest kot przewijający się w tyle „Osiedla Swobody”). Nie wiem,
na ile jest to przypadkowa zbieżność z wydanym nieco tylko wcześniej
„Blacksadem” (wydanym w oryginale, nie po polsku), ale po latach te podobieństwa
rzucają się w oczy, czego nie czuło się, kiedy seria wychodziła w „Produkcie”. Nie
zmienia to jednak, że mieliśmy tu do czynienia z naprawdę fajną sensacyjną
opowieścią, gdzie nie brak pościgów, strzelanin czy nawet szlachtowania samurajskimi
mieczami. Fabularnie typową dla gatunku, brudną, ale dobrze zrobioną.
No i ze świetnymi rysunkami. Kurt operował tu
jeszcze stylem może i podobnym do prac Śledzia czy Myszkowskiego, ale pełnym dynamiki
i gęstości, połączonych z mrokiem (zresztą Myszkowski i Śledziu raz musieli
dokończyć epizod, kiedy Kamil zawalił termin i spoko to wyszło). Graficznie to
zresztą chyba najlepsze dzieło Kurta, widać, że dobrze się tu czuł i przyłożył
się do zadania. I naprawdę dobrze to wyszło.
Potem, po kilku latach Śledziu i Kurt (operujący
wówczas nieco inną, mniej przejrzystą kreską) wrócili do serii, ale „Gangsta'
73”, jak się nazywała kontynuacja, już tak udana nie była. No i nigdy nie
została dokończona – po drugim epizodzie przekładano premierę kolejnych, aż w
końcu nie wydano trzeciego, a wreszcie sam „Produkt” upadł. Ale pierwsza „Gangasta”
do dziś fajnie wchodzi i miałaby szansę spodobać się współczesnym odbiorcom,
gdyby tak ją wznowić (a może potem i dokończyć).
Komentarze
Prześlij komentarz