Gangasta – Michał „Śledziu” Śledziński, Kamil „Kurt” Kochański, Filip Myszkowski

GANGSTERKA Z PAZUREM


„Produkt” stał komiksami przyziemnymi i swojskimi. Przynajmniej do pewnego momentu. Eksperymenty z treścią i formą ostatecznie doprowadziły do powstania „Strefy kwasu”, ale zanim to nastąpiło, magazyn bawił się gatunkowymi opowieściami, jakby badając grunt. Efekt? Wśród różnych pozycji, jak horrorowi „Dren”, czy sensacyjno-fantastyczny cykl komediowy „Emilia, Tank i Profesor”, pojawiła się także „Gangsta”. Czyli taki nasz polski odpowiednik „Blacksada”, tylko podany od drugiej, tej gangsterskiej strony. Efekt? Kawał fajnej, poważnej, sensacyjnej serii z antropomorficznymi zwierzętami, która pokazywała, że Śledziu potrafi wskoczyć w różne gatunkowe buty i całkiem wygodnie sobie w nich chodzić.

 

Wszystko zaczyna się od pojawienia się nowego człowieka, który szybko zjednuje sobie sympatię wszystkich, dostaje się na wysokie stanowisko i zaczyna rządzić miastem. A właściwie trząść nim. mając władzę, szybko podnosi podatki, wprowadza prohibicję, zaczyna przejmować wszystko, co się da…

I tu na scenie pojawia się Pazur, młody, butny koci gangsterzyna, któremu w życiu się nie układa: kobieta go zostawiała, ma długi do spłacenia, a w robocie mu się nie wiedzie. Jego boss traktuje go ulgowo, wszystko dzięki łączącym ich więzom krwi, ale kiedy kolejna robota Pazura nie wypala, zostaje mu ostatnia szansa pokazania na co go stać i rozwiązania kwestii spłaty. Niestety, ściąga na siebie nie lada kłopoty i przyjdzie mu zmierzać się z wrogami potężniejszymi, niż by chciał…

 

Śledziu i noir? Jak widać i po takie klimaty sięgał. Klimaty rodem z groszowych powieści, gier typu „Mafia” i niezliczonych filmów. Z tym, że tu w rolach głównych obsadził gadające zwierzęta (zresztą głównym bohater jest kot przewijający się w tyle „Osiedla Swobody”). Nie wiem, na ile jest to przypadkowa zbieżność z wydanym nieco tylko wcześniej „Blacksadem” (wydanym w oryginale, nie po polsku), ale po latach te podobieństwa rzucają się w oczy, czego nie czuło się, kiedy seria wychodziła w „Produkcie”. Nie zmienia to jednak, że mieliśmy tu do czynienia z naprawdę fajną sensacyjną opowieścią, gdzie nie brak pościgów, strzelanin czy nawet szlachtowania samurajskimi mieczami. Fabularnie typową dla gatunku, brudną, ale dobrze zrobioną.

 


No i ze świetnymi rysunkami. Kurt operował tu jeszcze stylem może i podobnym do prac Śledzia czy Myszkowskiego, ale pełnym dynamiki i gęstości, połączonych z mrokiem (zresztą Myszkowski i Śledziu raz musieli dokończyć epizod, kiedy Kamil zawalił termin i spoko to wyszło). Graficznie to zresztą chyba najlepsze dzieło Kurta, widać, że dobrze się tu czuł i przyłożył się do zadania. I naprawdę dobrze to wyszło.

 

Potem, po kilku latach Śledziu i Kurt (operujący wówczas nieco inną, mniej przejrzystą kreską) wrócili do serii, ale „Gangsta' 73”, jak się nazywała kontynuacja, już tak udana nie była. No i nigdy nie została dokończona – po drugim epizodzie przekładano premierę kolejnych, aż w końcu nie wydano trzeciego, a wreszcie sam „Produkt” upadł. Ale pierwsza „Gangasta” do dziś fajnie wchodzi i miałaby szansę spodobać się współczesnym odbiorcom, gdyby tak ją wznowić (a może potem i dokończyć). 

Komentarze