Scarlet Spider: Cyberwar – Tom DeFalco, Todd Dezago, Tom Morgan, Mark Bagley, Howard Mackie, John Romita Jr., Sal Buscema, Bill Sienkiewicz, Jimmy Palmiotti
Wielkie klonowanie trwa , choć w zasadzie nie tak do końca, bo rolę Pająka przejął klon i na tym w zasadzie temat kopii Parkera sie wyczerpuje. Ale i tak cały event nadal trwa, a mocniejsze klonowe wątki czają się na horyzoncie, ale... Właśnie, drugi story arc „Scarlet Spidera” to, niestety, taka sama pomyłka, jak część pierwsza. Doceniam, że twórcy chcieli szukać czegoś nowego, problem w tym, że znaleźli coś, co do serii wcale nie pasuje. Mogło być sympatycznie, opowieść nadal miewa swoje momenty, ale jako całość to mocno nijakie przeciętniactwo, którego lektura czasem potrafi zmęczyć.
Ben nadal znajduje się w takiej samej sytuacji, jak
poprzednio. Pracuje w Klubie Noir, chociaż teraz jako ochroniarz gangstera,
tkwi, jak miedzy młotem a kowadłem w wojnie między gangsterami a Doc Ock i za
wszelką cenę stara się uwolnić jestestwo Sewarda z wirtualnej rzeczywistości,
gdzie ten wciąż przebywa. Czas ucieka, problemy narastają, a wszystko prowadzi
Pająka w głąb kolejnego szalonego starcia, które nie może skończyć się dobrze…
Choć sama „Saga Klonów” zainspirowana była sukcesem masy rzeczy, choćby „Śmierci Supermana” i „Knightfall”, to dla tego jej rozdziału inspiracją była „Era Apocalapse'a”. Marvel postanowił wziąć tamtejsze elementy i odtworzyć je na pajęczym gruncie. Czyli? Czyli odmienić serię, zmienić jej tytuły i pokazać coś innego. Nie wyszło. „Era Apocalypse’a” też się nie udała do końca, ale nie była też porażką. Tymczasem to, co widzimy tutaj jest niestety strzałem w kolano. Nic dziwnego, że zamiast przez długie miesiące, tytuły ze Szkarłatnym Pająkiem ukazywały się jedynie przez trzy numery.
O ile wojna gangów jeszcze do Pajęczaka pasuje, o
tyle już błądzenie po wirtualnym świecie w ogóle. Ten wątek pasowałby bardziej
do Starka czy jemu podobnych, tu sprawia wrażenie wymyślonego na siłę byle
tylko odświeżyć skostniały schemat, bez przemyślania czegokolwiek. W
konsekwencji dostajemy rzecz, która wydaje się jak wyrwana z innej bajki,
momentami nawet z kontekstu i mimo poruszania czasem mrocznych tematów, tak
kolorowa i nijaka, jakby skierowana do młodszych dzieciaków. Gangsterzy zresztą
też zachowują się tu, jakby grali w filmie familijnym.
Nie byłoby jednak tak źle, gdyby nie zaszwankowała
dynamika. Tymczasem, chociaż akcji jest dużo, jest ona zarazem tak przegadana,
że nuży. A że twórcy co chwila przypominają nam wątki, czyta się to ciężko.
Sympatycznie za to ogląda, szczególnie parce Romity Jr.. Nie cały czas, bo
prace niektórych są, kolokwialnie mówiąc, koślawe, ale większość z ilustratorów
pokazuje się tu od niezłej strony.
W efekcie w ręce dostajemy komiks zbędny. Coś, co
można sobie darować nawet, jeśli za cel obraliście sobie przeczytanie „Sagi
Klonów”. I właśnie darować sobie ten, jak i poprzedni story arc tak właściwie
powinni wszyscy: twórcy, wydawca, czytelnicy. Szkoda, że wyszło inaczej.
Komentarze
Prześlij komentarz