Kaczogród. Carl Barks - Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966 - Carl Barks

ODLICZANIE

 

Wielkie odliczanie do końca wydawania „Kaczogrodu” trwa. Do sprzedaży trafił właśnie najnowszy, 27 tom serii. To zaś oznacza, że do końca pozostały już tylko trzy tomy. Szybko zleciał ten czas, ale przy okazji zleciał znakomicie, bo świetne są to komiksy. Jedne z najlepszych seryjnie wydawanych obecnie na polskim rynku.

 

Wielkie roboty atakują skarbiec? Wyprawa do Yukonu? Upiór okradający Sknerusa? Tak, to się tu dzieje. I dużo, dużo więcej.

Poszukiwania kopalni prowadzą bohaterów na arabską pustynię. Powrót do starej mieściny oznacza spotkanie z duchem hotelu, a kolejna podróż rzuca Kaczki aż do Afryki. Jakby tego było mało, na bohaterów czekają też groźne bagna, wyścig na lodzie czy porcja nurkowania. A po co to wszystko i z jakim skutkiem, to już musicie przeczytać sami!

 

Niewiele już czytam regularnie wydawanych w naszym kraju serii komiksowych. Znużenie materiału, coraz gorsza ich jakość, coraz mniej miejsca i więcej chęci by jeszcze raz wrócić do tego, co lubię, co było dobre, zamiast czytać pozornie nowe, będące kopią tego, co już znam, ale podaną w o wiele gorszy sposób. Wśród tych serii, które wciąż czytam niewiele zostało takich naprawdę znakomitych – niektóre męczę z przyzwyczajenia, sentymentu czy tej żyłki zbierackiej. A „Kaczogród” (bo już nie liczę, że Egmont jeszcze wyda „Garfielda”, a szkoda, widać lepiej opłaca się sprzedawać kiepskie serie) należy do najlepszych z nich.

 

Ten tom, zbierający późne komiksy, to rzecz, która każdego fana Kaczek ucieszy. Bo raz, że większość materiału to zupełnie nowe rzeczy (na ponad 210 stron, ponad 150 to nieznane w Polsce materiały), dwa, że to bardzo wypełniony podróżami tom, a podróże Barksowi znakomicie zawsze wychodziły. I wychodzą tu nadal. Co więcej, jest tu też sporo przeszłości Sknerusa – co ja osobiście uwielbiam – a także parę ważnych rzeczy, jak debiut Śliskiego Kręta. Jest klimat, jest ponadczasowa magia, jest… No jest to, co zawsze piszę przy okazji kolejnych tomów tej serii.

 


Carl Barks pokazuje tu, jak genialne w swej prostocie pomysły i fabuły snuć można było w sposób zadziwiająco dojrzały, jak na tamte lata. Jednocześnie czytelników traktował tak, jak traktować powinien – z szacunkiem dla ich inteligencji – tworzył interesujące postacie i nie bał się oferować satyrycznego komentarza. Jego prace wpłynęły na całe pokolenia twórców, od autorów kaczek zaczynając (genialny Don Rosa, który nawet przerósł swego mistrza, wiecznie wykorzystywał jego motywy i odwoływał się do jego prac), na twórcach zupełnie innych dzieł („Gnat”) skończywszy. Ale co się dziwić, skoro zebrane tu – zarówno w tym tomie, jak i całej kolekcji – historie pełne są przygód, humoru, wysokiej jakości wykonania – także pod względem graficznym – i mądrości.



Dorzućmy do tego świetne wydanie, stanowiące kropkę nad i. Najważniejsza jednak pozostaje treść. Ta ponadczasowa, nadająca się dla każdego, bijąca na głowę 90 procent tego, co wychodzi obecnie na polskim rynku w komiksie nie tylko dziecięcym. Warto pod każdym względem, niezmiennie od jakichś siedmiu lat, bo tyle mniej więcej wychodzi już ta seria.

Komentarze