ODLICZANIE
Wielkie odliczanie do końca wydawania „Kaczogrodu”
trwa. Do sprzedaży trafił właśnie najnowszy, 27 tom serii. To zaś oznacza, że
do końca pozostały już tylko trzy tomy. Szybko zleciał ten czas, ale przy
okazji zleciał znakomicie, bo świetne są to komiksy. Jedne z najlepszych
seryjnie wydawanych obecnie na polskim rynku.
Wielkie roboty atakują skarbiec? Wyprawa do Yukonu?
Upiór okradający Sknerusa? Tak, to się tu dzieje. I dużo, dużo więcej.
Poszukiwania kopalni prowadzą bohaterów na arabską pustynię.
Powrót do starej mieściny oznacza spotkanie z duchem hotelu, a kolejna podróż
rzuca Kaczki aż do Afryki. Jakby tego było mało, na bohaterów czekają też
groźne bagna, wyścig na lodzie czy porcja nurkowania. A po co to wszystko i z
jakim skutkiem, to już musicie przeczytać sami!
Niewiele już czytam regularnie wydawanych w naszym
kraju serii komiksowych. Znużenie materiału, coraz gorsza ich jakość, coraz
mniej miejsca i więcej chęci by jeszcze raz wrócić do tego, co lubię, co było
dobre, zamiast czytać pozornie nowe, będące kopią tego, co już znam, ale podaną
w o wiele gorszy sposób. Wśród tych serii, które wciąż czytam niewiele zostało
takich naprawdę znakomitych – niektóre męczę z przyzwyczajenia, sentymentu czy
tej żyłki zbierackiej. A „Kaczogród” (bo już nie liczę, że Egmont jeszcze wyda
„Garfielda”, a szkoda, widać lepiej opłaca się sprzedawać kiepskie serie)
należy do najlepszych z nich.
Ten tom, zbierający późne komiksy, to rzecz, która
każdego fana Kaczek ucieszy. Bo raz, że większość materiału to zupełnie nowe
rzeczy (na ponad 210 stron, ponad 150 to nieznane w Polsce materiały), dwa, że
to bardzo wypełniony podróżami tom, a podróże Barksowi znakomicie zawsze wychodziły.
I wychodzą tu nadal. Co więcej, jest tu też sporo przeszłości Sknerusa – co ja
osobiście uwielbiam – a także parę ważnych rzeczy, jak debiut Śliskiego Kręta.
Jest klimat, jest ponadczasowa magia, jest… No jest to, co zawsze piszę przy
okazji kolejnych tomów tej serii.
Carl Barks pokazuje tu, jak genialne w swej
prostocie pomysły i fabuły snuć można było w sposób zadziwiająco dojrzały, jak
na tamte lata. Jednocześnie czytelników traktował tak, jak traktować powinien –
z szacunkiem dla ich inteligencji – tworzył interesujące postacie i nie bał się
oferować satyrycznego komentarza. Jego prace wpłynęły na całe pokolenia
twórców, od autorów kaczek zaczynając (genialny Don Rosa, który nawet przerósł
swego mistrza, wiecznie wykorzystywał jego motywy i odwoływał się do jego prac),
na twórcach zupełnie innych dzieł („Gnat”) skończywszy. Ale co się dziwić,
skoro zebrane tu – zarówno w tym tomie, jak i całej kolekcji – historie pełne
są przygód, humoru, wysokiej jakości wykonania – także pod względem graficznym
– i mądrości.
Dorzućmy do tego świetne wydanie, stanowiące kropkę
nad i. Najważniejsza jednak pozostaje treść. Ta ponadczasowa, nadająca się dla
każdego, bijąca na głowę 90 procent tego, co wychodzi obecnie na polskim rynku
w komiksie nie tylko dziecięcym. Warto pod każdym względem, niezmiennie od
jakichś siedmiu lat, bo tyle mniej więcej wychodzi już ta seria.
Komentarze
Prześlij komentarz