Spider-Man: Web of Carnage - Mark Bagley, Sal Buscema, Tom DeFalco, Todd Dezago, Dan Jurgens, John Romita Jr.
Kolejna fabuła „Clone Sagi” plącze w życiu
bohaterów, miesza, kombinuje i… I całkiem nieźle to wychodzi. Owszem, jest to
oczywiste, jest przewidywalne, kim jest ojciec Jessici i tym podobne sprawy,
ale serio nieźle się to czyta. I chociaż nic odkrywczego w tym nie ma, a na
wszystkie pytania – mimo zapowiedzi – odpowiedzi nie dostajemy, śmiało można
sobie to przeczytać.
Peter i MJ wrócili do Nowego Jorku, żeby zająć się
dla J. Jonaha Jamesona sprawą Spider-Mana i kradzieży zwłok. Chodzi oczywiście
o szkielet kolejnego pajęczego klona, przez który ani Ben, ani Peter nie wiedzą
już kim tak naprawdę są. Mało? To jeszcze Jessica, obecna dziewczyna Bena,
skrywa swoje sekrety, a odkrycie prawdy o jej ojcu wstrząśnie Reillym i zmieni
wszystko do tego stopnia, że nasz Pajączek zacznie dziewczyny unikać. Do tego
zbadanie szkieletu jeszcze tylko miesza w sytuacji, Seward Trainer, który w
końcu wraca do własnego ciała i zdrowia zaczyna z niejasnych przyczyn unikać
Spidera, no i…
No i jest jeszcze Carnage. Tylko jakim cudem
grasuje po mieście, skoro jego właściciel nadal siedzi w celi? Co gorsza
symbiont opanowuje Petera i zaczyna się dziać.
Sporo tego, jak na cztery zeszyty, nie? No i
dobrze, bo dzięki temu czytelnik się nie nudzi. Okej, czasem trochę to za
szybkie, a jeszcze częściej za oczywiste jest to wszystko, ale czytelnik bawi
się dobrze. fajne echa przeszłości, akcja konkretna, wydarzeń sporo, rozerwać
jest się czym, pozastanawiać co z tego wyjdzie też, a przede wszystkim
przypomnieć sobie, że „Saga” miała momenty. A właściwie to momentami stała.
No i takim momentem jest „Web of Carnage”. Trochę tego
Carnage’a to tu nie za dużo, to nie „Maximum Carnage” ani nic w tym stylu, a
sam jego wątek to trochę przerywnik w tym, co się dzieje od pewnego czasu w „Sadze”,
ale miły. I dobrze to wchodzi. Także graficznie, bo Romita Jr., bo Jurgens, bo
Bagley (trochę już nie w takiej formie, jak na początku klonowania, ale nadal
miło robiący oczom) i Buscema. I tyle. Aż albo tylko, sami ocenicie. Ja tam ten
schemat lubię, lubię te czasy i klimaty i cieszę się w sumie, że dotrwałem w
tej sadze aż tak daleko.
Komentarze
Prześlij komentarz