LAS
AMBICJI
Eleanor Catton, rocznik 1985, najmłodsza w dziejach
laureatka nagrody Bookera. Gdyby nie to, gdyby nie to wyróżnienie, przeszedłbym
obok tej książki obojętnie, bo opis nie brzmiał ciekawie, a o autorce dotąd nic
nie słyszałem. Ja wiem, że w ostatnich latach z tym Bookerem to też tak różnie
bywało, że jednak coraz bardziej sprawia to wszystko wrażenie nagrody
upolitycznionej, ale nadal większość dzieł laureatów, które trafiły w moje
ręce, okazywała się udana i satysfakcjonująca. Więc ciekawość przeważyła,
sięgnąłem i nie żałuję. Co prawda sama powieść jest osobliwa, jeśli chodzi o fabułę
i historię, ale bardziej niż o nie, chodzi tu zarówno o wykonanie, jak i
przesłanie, przemyślenia, głębię. I to tutaj gra, jak należy.
Kiedy w roku 2017 w Nowej Zelandii dochodzi do
katastrofy w postaci osunięcia się ziemi, nikt nie ma pojęcia, jakie będą
konsekwencje tego wydarzenia. Tu bowiem na scenie pojawia się tytułowy Las
Birnamski, dziwna organizacja, niby ekologiczna, niby przestępcza, sadząca
rośliny tam, gdzie nie robi tego nikt. Przejęcie znajdującej się na terenie
osuwiska farmy dałoby im możliwości, jakich potrzebują. Dlaczego jednak nie
tylko oni, ale także pewien miliarder z USA, interesują się tym miejscem?
Wiecie, jakie jeszcze wątpliwości miałem odnośnie
do tej książki przed jej lekturą? A choćby polecajkę Stephena Kinga. Kinga jako
autora lubię, bo horrory to moja bajka, a on ma w swoim dorobku sporo fajnych
rzeczy (choć i sporo tandety, czy żenujących ideologicznie książek pokroju
„Holly”, których namnożyło się w ostatnim czasie), ale gustu to on za bardzo
nie ma. widać to po jego niektórych pomysłach, widać po wielu książkach,
filmach etc., które polecał, ba, widać to też po tym, jakie pisał scenariusze
adaptujące jego własną prozę, a mające być odpowiedzią na wybitne ekranizacje,
których King docenić nie był w stanie (choćby takie „Lśnienie”). Zresztą z
umiłowaniem do tandety Król Horroru w ogóle się nie kryje, więc z jego
poleceniami najczęściej bywa tak, że lepiej je omijać, choć z drugiej strony
lubi naprawdę sporo absolutnie znakomitych rzeczy, więc, jak to mówią, na dwoje
babka wróżyła.
Ale warto było podjąć ryzyko. Książka opisywana
jako thriller w zasadzie thrillerem w ogóle nie jest. a jeśli już to taki,
który elementy gatunkowe traktuje nie jako cel, a środek do celu. Są tu
elementy gatunkowe, jest nawet trup, są momenty zbudowane na niepokoju czy
napięciu, jest też akcja, chociaż zanim do tej akcji dotrzemy, schodzi się, nie
powiem. Ale to wszystko otoczka, bo autorka skupia się na postaciach, na ich
psychologii, świecie, na pozornie nieistotnych detalach, budując coraz bogatszy
obraz tego, co składa się na jakże rozległe tło. Rozważa ważkie kwestie, porusza
tematy ekologiczne, polityczne czy społeczne. A wszystko to robi powoli, w
niespiesznym stylu kreśląc złożone portrety psychologiczne, zaplecze i wątki.
Robi to jednak w sposób znakomity, oszczędnie szafując dialogami, ale w sposób
krwisty i treściwy wnikając we wszelkie opisy.
Akcja rozkręca się potem, nabiera tempa, zyskuje
tych bardziej gatunkowych elementów, mocy. Ale nawet to świetnie wychodzi
autorce. Niezależnie więc czy czytamy tę podbudowę całości, niespieszne
rozwijanie, rozbudowywanie i kreowanie, czy te bardziej dynamiczne sekwencje,
wszystko to jest podane w sposób wprost stworzony do wgryzania się, smakowania,
delektowania. Jeszcze nie jest to poziom mistrzów słowa, w których prozie
człowiek dosłownie się rozpływa, ale wierzę, że w przyszłości Eleanor Catton
się do niego zbliży. Bo już teraz to, co robi jest wysmakowane, z odpowiednim
ciężarem i mocą. Jest znakomicie, choć jeszcze brakuje maestrii. Ot taka łyżka
dziegciu do tej beczki miodu.
Reasumując, świetna rzecz dla dojrzalszych,
bardziej wymagających czytelników, którzy lubią historie z ambicjami, dalekie
od czystej, niewyszukanej rozrywki, działające na odbiorcę na wielu polach.
Coś, co zostaje z czytelnikiem na dłużej. I naprawdę satysfakcjonuje.
Recenzja opublikowana także na portalu Sztukater.
Komentarze
Prześlij komentarz