Piszcz, jeśli wiesz co zrobiłem w ostatni piątek trzynastego

STRASZNY TELEWIZYJNY FILM

 

W roku 2000, ćwierć wieku temu – jak ten czas zapierdziela – swoją premierę miał „Straszny film”, który doczekał się czterech kontynuacji, ma niedługo wrócić do kin, a przy okazji ożywił zainteresowanie filmowymi parodiami. Mało kto jednak pamięta już, że w tym samym, co pierwszy „Scary Movie” powstała inna, bardzo do niego podobna produkcja, parodiująca „Krzyk”, „Koszmar minionego lata” i parę innych rzeczy. A mowa o „Piszcz, jeśli wiesz co zrobiłem w ostatni piątek trzynastego”, telewizyjnej produkcji z całkiem niezłą obsadą. I chociaż ani to sławy nie zdobyło, ani uznania żadnego, film o dziwo ogląda się całkiem nieźle i wypada lepiej, niż popularniejsze od niego „dzieła” Friedberga i Seltzera.

 

Jak to w takich filmach bywa, zaczyna się od dziewczyny, do której dzwoni morderca. Chwila rozmowy, potem wielka ucieczka i pościg (wokół stołu), a wreszcie śmierć. Śmierć, która wstrząsa liceum Bulimia Falls High School, ale i tak w zasadzie nikogo to nie obchodzi. Gdy morderca przemierza szkolne korytarze, mordując na lewo i prawo, w mieście zjawia się wścibska reporterka, która łączy siły z miejscowym ochroniarzem z supermarketu prowadzącym w tej sprawie śledztwo, jako że swój strój morderca ukradł właśnie z jego sklepu.

Tu na scenie pojawia się grupka dzieciaków, w tym nowy uczeń, który z miejsca jest podejrzany o bycie mordercą, jako że jego rodzina zginęła w dziwnych okolicznościach. Jakby tego było mało grupę, poza jej nowym członkiem, łączy jedna wielka tajemnica sprzed roku, kiedy to wzięli udział w wypadku. Tajemnica, którą zdaje się znać polujący na nich morderca. Czy młodzi ludzie zdołają przetrwać masakrę?

 

Czy film mocno czerpie ze „Strasznego filmu”, czy nie, ciężko jest powiedzieć. Z jednej strony tak, bo podobny ton, podobny temat, podobne sceny (i nawet finał w pewnym sensie podobny – chodzi o tożsamość mordercy – choć tu, w odróżnieniu od produkcji braci Wayans, wątek ten w zasadzie nie ma żadnego umotywowania ani sensu), z drugiej skoro opierali się na tych samych filmach i fabułach, podobieństwa być musiały. Obie produkcje dzieli zresztą tylko kilka miesięcy różnicy – „Straszny film” debiutował w lipcu w kinach, „Piszcz” trafiło od razu na małe ekrany w październiku, ale w produkcji było już w zasadzie od 1999 roku, wtedy jeszcze jako „I Know What You Screamed Last Semester” (niestety właściciel praw do „Krzyku” groził pozwem każdemu, kto starał się nawiązać do tego filmu – „Scary Movie” to inna bajka, bo wyprodukowało ją to samo studio).



W efekcie powstał film realizatorsko dość słaby, z niezła, ale stricte telewizyjną obsadą (Majandra Delfino i Julie Benz były wtedy gwiazdami serialu „Roswell”, mało wówczas znany Simon Rex potem miał zostać jedną z twarzy „Strasznego filmu 3-5”, Danny Strong był znany wszystkim miłośnikom „Buffy” tak, jak Tiffani Amber Thiessen znana była fanom „Beverly Hills, 90210”, Tom Arnold zaś miał za sobą sporą karierę, obejmującą takie produkcje, jak „Freddy nie żyje”, „Prawdziwe kłamstwa” czy „Austin Powers”, a Coolia chyba nikomu nie trzeba przedstawiać). Ta obsada zagrała, jak miał: ludzi bez mózgu, debili, którzy mają uciec przed mordercą, ale często prędzej sami siebie załatwią, niż zrobi to gość z nożem.

 

Fabuła, w którąś są wpleceni to w zasadzie pretekstowa robota, która ma na celu pośmianie się w masy filmów (czego tu nie ma poza tytułowymi historiami, mamy tu i „Laleczkę Chucky”, i „Christine”, i „Grease”, i „Kevina samego w domu” i masę innych rzeczy), ale śmieje się całkiem nieźle. Fajnie wypada scena z przypomnieniem co się wydarzyło rok temu. Scena powracająca w wersjach wyobraźni różnych postaci (mamy więc, co się wydarzyło w zeszłą chanukę czy w zeszły semestr), podobnie, jak wypunktowanie reguł parodii czy parę udanych żartów. Wiadomo, niewyszukane to to, czasem niesmaczne, najczęściej idiotyczne, ale takie miało być. Kto to lubi albo komu nie wadzi a lubi horrory i chciałby zobaczyć je przeinaczone, sięgnąć może. Nadal „Straszny film” jest lepszy, ale „Piszcz” wcale nie jest za nim tak daleko w tyle, jak mogłoby się to wydawać. Wręcz depcze mu po piętach.

Komentarze