UMRZEĆ, ALE RAZEM Z INNYMI
Lecę ze wspominkowymi recenzjami powieści Harrisa i
jako, że już zaliczyłem wszystko poza tą powieścią i do niej też postanowiłem
wrócić. tym bardziej, że uważam ją za jedną z najbardziej niedocenianych
powieści – i jedną z najlepszych autora (jedynie „Milczenie owiec” stoi
jakościowo jeszcze wyżej). Rozumiem, że mogła zawieść niektórych czytelników –
czyt. tych, którzy spodziewali się typowego, wtórnego i stawiającego na
sensacyjną akcję thrillera, jednak wszyscy ci, którzy chcą czegoś więcej,
dobrego pisarstwa, ale przede wszystkim bardzo dobrej psychologii oraz
rozłożenia na czynniki pierwsze kształtowania się terroryzmu zarówno w
pojedynczym człowieku, jak i w większej grupie, a także mocnej, klimatycznej
lektury, która miewa momenty i brutalne, i niemal kojarzące się z przygodowymi
opowieściami, będą usatysfakcjonowani.
Terroryści z palestyńskiego Czarnego Września
planują zamach na stadion podczas sportowych rozgrywek. Tu na scenie pojawia
się też Michael Lander, weteran z Wietnamu, którego w życiu nie spotkało wiele
dobrego. Chce się zabić, ale nie zamierza umierać ot tak – chce pociągnąć ze
sobą najwięcej ludzi, jak to tylko możliwe. FBI i Mossad starają się zapobiec
katastrofie, ale czy mają jakiekolwiek szanse?
Jeśli ktoś zapytałby mnie o czym jest "Czarna
niedziela" odpowiedziałbym, że o ludziach. Owszem, opowiada ona o zamachu
terrorystycznym i śledztwie, ale tak naprawdę są to sprawy drugorzędne. Sednem
tej opowieści jest stan psychiczny zarówno terrorystów jak i ścigających ich
ludzi, czasami gorszych od samych bandytów. Poznajemy tu szczegóły planowania
zamachu, ale nie dla samych szczegółów plany, a dla ukazania przez ich
perspektywę zachowań ludzi gotowych na śmierć. Widzimy ich słabości, ich
niepewność i rozdarcie. Patrzymy jacy są bezwzględni testując siłę rażenia
ładunku na niewinnym przypadkowym człowieku i obserwujemy jak płaczą i nie mogą
pogodzić się z faktem, że sami niedługo poniosą śmierć. To zwyczajni ludzi,
którzy kochają, boją się i oszukują. Ludzie, którzy nie znaleźli innego sposobu
poradzenia sobie z problemami. I dlatego lektura „Czarnej niedzieli” potrafi
zaboleć.
Harris jednak od zawsze potrafił pisać takie
rzeczy. U niego brutalność i drastyczność są w pewnym sensie dosadne i mocne,
chociaż wcale nie są jakoś egzaltowane. A wszystkie te słabości bohaterów
sprawiają, że stają się nam oni bliscy tak, jak w późniejszych książkach autora
bliski stawał się nam nawet Hannibal Lecter. Bo możemy ich nie rozumieć, nie
podzielać ich poglądów – trudno inaczej – i nie tolerować tego, co robią, ale
nie zmienia to faktu, że odnajdujemy w nich prawdę i życiowość, które nas
zbliżają i pozwalają nawet w pewien sposób współczuć także tym najgorszym. Poza
tym uwielbiam to, jak Harris pisze o tym wszystkim. Czasem beznamiętnie, czasem
z namiętnością, zawsze treściwie i w sposób, któru robi wrażenie.
I chociaż jest tu też akcja, jest śledztwo i są
działania, ci, którzy oczekują bezmyślnego sensacyjnego pędzenia przed siebie i
nie zatrzymywania się, by zagłębić się w postacie, poznać je i zżyć z nimi,
będą zawiedzeni. Ci, którzy jednak thrillery psychologiczne czytają właśnie dla
psychologii, dla napięcia i dreszczy spowodowanych tym, jak ludzie tak bliscy
nam, mogą robić rzeczy tak dla nas niewyobrażalne, znajdą tu dla siebie
naprawdę wiele (a i sam finał jest widowiskowy i konkretny pod względem tempa i
akcji). A jeszcze ta okładka wydania z roku 1991 bodajże, tego kieszonkowego w
zasadzie, robi robotę pięknie malowaną, realistyczną grafiką, która znakomicie
wprowadza nas w klimat dzieła. Dzieła bardzo fajnego, bardzo udanego, nie tak
genialnego, jak choćby „Milczenie owiec”, ale i tak ujmującego i robiącego
wrażenie.
Komentarze
Prześlij komentarz