Deadpool kontra Deadpool - Daniel Way, Cullen Bunn, Mary H.K. Choi, Salva Espin, Dominike Stanton, Irene Strychalski
KRYZYS NA
DEADPOOLOWYCH ZIEMIACH W DEADPOOLVERSUM
Trzeci tom kolekcji „Wielkie pojedynki” to duża
gratka dla fanów Deadpoola. Raz, że mamy tu dwie, a nawet trzy, naprawdę fajne
historie, dwa, że cały materiał jest tu zupełnie premierowy i po polsku wtedy
(ani nawet teraz) niewydany w innej wersji. Na dodatek całkiem fajnie to
wszystko w środku dobrane i połączone, choć wiadomo, można było lepiej (o tym
jednak potem) i dające sporo frajdy. W sam raz dla tych, którym podobała się
ostatnia kinówka z Martwym Basenem.
Na początek pojawia się on – zły Deadpool. Zły? A
to Deadpool jest dobry? No nie bardzo, ale ten jest gorszy. Pozszywany z
kawałków deadpolowych ciał, zjawia się na scenie i… Co z tego wyniknie?
Potem nadchodzi jednak prawdziwie wielkie zagrożenie – oto Deadpoole (Deadpoolowie?) ze wszystkich światów i rzeczywistości zostali wzięci na cel. Czeka ich śmierć, zagłada i takie tam. Łączą więc siły by stawić czoła połączonym siłom tych wrogich im Deadpooli i… No wiadomo, rzeź na całe multiwersum!
Zeszyty tu zebrane pochodzą z dwóch źródeł.
Pierwszym z nich jest czwarty volume przygód Deadpoola, czyli seria, która była
bezpośrednią kontynuacją tego, co w Polsce wychodziło w ramach „Klasyki Marvela”, a po niej następował run z „Marvel Now”, więc tym tomem
dopełniona zostaje pewna luka. Co prawda dostajemy tu tylko numery 45-49 plus
numer 49.1 (z ponad 65), ale to zawsze coś. Tym bardziej, że sama ta historia
dobra jest. Szczególnie jak na takich scenarzystów, jak Way czy Bullen. Nie żadne cudo i powiem, że można było ją zamienić na coś innego,
ale i tak jest fajna. Sporo akcji, sporo humor, gościnne występy, jak akcja z Kapitanem
Ameryką i w zasadzie nic poza tym, ale tak właśnie być powinno.
Jeśli chodzi o drugą historię (czy może trzecią, bo druga to taki przerywnik w zasadzie, musicalowy na dodatek) to mamy tu „Deadpool zabija Deadpoola”, miniserię z podobnego okresu, która jest opowieścią samodzielną, ale stanowi jednocześnie część czegoś, co nazywa się „Deadpool Killogy”, czyli trylogii Cullena Bunna w skład której wchodzą „Deadpool Kills the Marvel Universe”, „Deadpool: Killustrated” i wreszcie „Deadpool Kills Deadpool”. Gdyby więc tak to trochę przeredagować, wywalić historię o złym Deadpoolu i dodatki (jakieś siedem zeszytów), można by jakoś upchnąć w ten tom osiem zeszytów z zabijaniem uniwersum Marvela i „Killustrated” (każda z miniserii trylogii składa się z czterech numerów). Z drugiej strony trzeba by coś było jeszcze pomyśleć z ciągoiem dalszym („Deadpool Kills the Marvel Universe Again”), a teraz jeszcze wychodzi „Deadpool Kills the Marvel Universe One Last Time”, ale cóż...
Jest jednak, jak jest i to całe deadpoolowe zabijanie
Deadpooli to największa atrakcja tego tomu. Lady Deadpool? Deadpool w formie
miśka? A może Deadpool-Galcatus? To wszystko tu jest, wciśnięte w mało
oryginalną akcję, bo ileż tro już razy było, że różne wersje bohaterów z
różnych rzeczywistości łączą siły, ale tym razem w zasadzie dzielą się na dwie
zwalczające się wzajemnie strony. W tym wszystkim sens swój znajduje też ta
pierwsza historia, czytelnik ma masę frajdy z oglądania bezsensownej, zabawnej
rzezi. Okej, graficznie we wszystkich tych komiksach mogłoby być o wiele
lepiej, bo za proste to, za cartoonowe i zbyt infantylne, ale jednocześnie w
„Deadpoolu” jakoś to aż tak bardzo nie przeszkadza. Ważne, że czytelnik bawi
się dobrze. A bawi. Mimo, iż to niewymagające, wtórne, niezbyt rysowane i z przekładem
oraz redakcją pozostawiającymi wiele do życzenia. Śmiało więc można, jeśli
lubicie Deadpoola albo takie klimaty.
Komentarze
Prześlij komentarz