Kaczogród: Salon piękności i inne historie z lat 1966-1967 – Carl Barks

KACZKI NA OSTATNIEJ PROSTEJ

 

„Kaczogród” Barksa, tom 28. Już. Kiedy to zleciało? Przed nami już tylko dwa tomy i koniec, choć koniec pewnej ery następuje już w tej części – tu kończą się bowiem komiksy, które Barks rysował. Przez dwadzieścia osiem albumów niemal wszystko robił sam, pisał i rysował swoje historie, niestety kolejne dwa to zbierać będą jedynie te opowieści, które napisał, szatę graficzną oddając w ręce innych artystów. Więc mamy tu już pewne p[pożegnanie. I przygotowanie nas na zakończenie serii. przede wszystkim jednak mamy całe mnóstwo dobrej zabawy dla całej rodziny. A dla fanów, którzy siedzą w temacie od dekad, kilka nowych, dotąd po polski nieznanych komiksów.

 

Co robi Donald, który potajemnie wymyka się z domu wieczorami? Siostrzeńcy wraz z Daisy postanawiają to sprawdzić i odkrywają, że... Ale to już i Wy musicie odkryć sami. Do tego pieniądze Sknerusa zaczynają znikać, z kosmosu przylatują małe kaczki, a i czeka nas kolejna wyprawa w poszukiwaniu zaginionego skarbu! A to, oczywiście, jak zawsze, zaledwie fragment tego, co dziej się w albumie.

 

Jak ja to uwielbiam. „Kaczogród” to jedna z najlepszych serii komiksowych dla całej rodziny dostępnych na polskim rynku – pisałem to już tyle razy, że wytarło się, zużyło, pewnie nie ma już znaczenia ani mocy, ale będę powtarzał, bo taka jest prawda. jeszcze do niedawna mieliśmy parę cykli, które równie warte były uwagi, ale niestety „Fistaszki” ukazały się w całości i nie ma wznowień, „Garfield” miał być dalej w „Tłustych kocich trójpakach”, ale premiera jest tak przesuwana, że straciłem, już nadzieję. „Ariol” też gdzieś mi tam przepadł, a szkoda. A reszta? No „Asteriks” z nową edycją robi robotę, ale to już rzecz, którą doskonale znamy, mieliśmy mnóstwo wydań i to nowe, wzbogacone o dodatki bardziej dla fanatyków serii, niż cokolwiek innego, to trochę inna sprawa, bo jednak „Kaczogród” to mix tego, co już znamy, z nowym materiałem.

 


I ten materiał na każdym kroku urzeka. Tyle tomów za nami, tyle wymyślonych fabuł, a jednak wciąż jest w tym magia. Wszystko, co tu mamy, jest pomysłowe, ponadczasowe, pełen przygód, humoru, satyry, mądrości… Długo można by wymieniać, lepiej jednak przeczytać samemu. To świetne komiksy, znakomicie w swej prostocie zilustrowane, takie, które urzekają i bawią niezależnie czy dopiero nauczyliście się czytać, czy już macie na karku kilkadziesiąt lat. Ja ze swej strony polecam bardzo, bardzo gorąco, chociaż polecać absolutnie nie trzeba. I z niecierpliwością – czyli jak zawsze – czekam na kolejne tomy serii, choć w tym wypadku ponarzekałbym na przekład – wolałbym, żeby zostało tłumaczenie „Mikro kaczki”, które bardziej oddawało charakter kiczowatych tytułów kiczowatych filmów SF z dawnych lat (swoją Spielberg, który wcześniej inspirował się Barksem przy przygodach Indiany Jonesa chociażby, pod wpływem komiksu o kaczuszkach z kosmosu stworzył „Bez baterii nie działa”).

 


Więc tym bardziej żal, że już niedługo (seria ma skończyć się jeszcze w tym roku, ale pożyjemy, zobaczymy) nie będzie już na co czekać. I chyba nie będzie czym zastąpić „Kaczogrodu”, bo nawet jeśli pojawią się kolejne tomy zbierające prace innych autorów, to już nie będzie nigdy to samo. Poza Barksem jedynie Rosa robił tak wielkie – a nawet jeszcze większe – komiksy z Kaczkami, cała reszta twórców, z całym moim szacunkiem do nich, bo uwielbiam to uniwersum, nie dorasta tym dwóm mistrzom do pięt. Ale najważniejsze jest to, że mamy Barksa, że mamy tak pięknie wydanego. I że możemy wracać do niego raz po raz.

Komentarze