Herkules: Starcie tytanów! / Bogowie Brooklynu – Stan Lee, Greg Pak, Fred van Lente, Jack Kirby, Neil Edwards


STRACH HERKULESA

 

No dobra, nie jest to komiks, po który bym sięgnął sam z siebie. Bo i Herc to nie postać, która mnie interesuje, i „Sam strach” to nie event, który tak by mnie porwał, bym chciał czytać do niego tie-iny, a to z nich w większości składa się ten album. No ale uzupełniając sobie trochę kolekcję „WKKM” i „SBM” trafiłem akurat na pakiet, w którym trzy albumy razem z tym kosztowały mnie dużo mniej, niż dwa pozostałe oddzielnie, więc czemu nie. No i właśnie takim „czemu nie” można to wszystko podsumować. Bo w sumie nic to takiego, nic szczególnie wartego uwagi ani też nic, co by zapadało w pamięć, ale przeczytać można i bawić się całkiem nieźle też, choć jeśli nie sięgniecie, nic właściwie nie stracicie - nieważne, czy traktować ten album, jako samodzielną opowieść (bo się da, bez trudu), czy jako dodatek do dużego wydarzenia, obejmującego wiele serii.

 

Herkules swoje przeżył. Teraz znajduje się w ciężkiej sytuacji – pozbawiony mocy, stał się niemal zwykłym człowiekiem. Ale nadal na wiele go stać, a bronią posługuje się znakomicie. Więc walczy z wrogami, a tych nie brakuje. Jak jednak sobie poradzi - i czy w ogóle - kiedy wielkie, boskie siły zła zaatakują ten świat, niosąc strach, śmierć i zniszczenie?

 

Ta opowieść chyba miała korespondować z obecnym w tym samym czasie w kinach „Thorem”, więc jest i dramatycznie, i na luzie. Ale i tak, kiedy się to czyta, czuć, że to taka zrzynka z Gromowładnego. Jeden się przyjął, czemu nie drugi. Ale Herc już jednak takiego wrażenia nie zrobił nigdy, został więc gdzieś na uboczu i takie właśnie poboczne jest to wszystko. No i thorowe też to jest, chociaż niby inna to mitologia. A skoro o mitologii mowa, to jakoś nie jestem jej fanem w komiksach superhero, bo to one miały być nową mitologią, a nie adaptować starą. Jeszcze z Thorem to wyszło, Wonder Woman czasem też daje się strawić, ale ogólnie to to nie moja bajka.

 


Więc in plus, że całkiem fajnie wszedł mi ten album. No poza klasyką, bo jakoś ciężkostrawna była tym razem. Reszta, głównie dzięki szybkiej akcji i nieco mroczniejszemu klimacikowi z porcją humoru, co zawdzięczamy połączeniu z „Samym Strachem”, poszła w kilka chwil. Ale i bez znajomości eventu wejść można w to śmiało. Nic tu skomplikowanego nie ma, a Pak w roli scenarzysty sprawdza się tu – przynajmniej dla mnie – lepiej, niż w większości swoich komiksów. Tu nie bawi się w odkrywanie niczego nowego, po prostu ma serwować akcję i serwuje, a bez nadmiaru dialogów i filozofowania, wchodzi to całkiem dobrze.

 


No i dzięki temu tłumaczenie nie jest tak bardzo położone, bo i za wiele do przekładu tu nie ma. Wydanie wypada całkiem nieźle, a rysunki podnoszą poziom całości, bo fajne są, typowo współczesne, klarowne, dynamiczne, nie za realistyczne, ale i nie za cartoonowe, z przyjemną dawką ciemności i świetlnych efektów. Więc w ostatecznym rozrachunku całkiem przyjemna lektura. Nic wybitnego, ale z drugiej strony rozczarowania nie ma. Co więcej, jak na taki temat i taką postać, to nawet pozytywne zaskoczenie, a to więcej, niż się spodziewałem.

Komentarze