ŚMIERĆ ŚMIERCI?
Kolejny tom „Świata dysku” za mną. Tom, który miał
być o Śmierci (fajnie), ale był bardziej o magach, niż o nim (też fajnie). Na szczęście
samego Śmierci też jest tu sporo, a wątki z zombiakami to świetna zabawa,
zarówno dla fanów tematu, jak i tych, którzy za nim nie przepadają. Ba, udało
się Pratchettowi znaleźć w tym coś nowego, coś świeżego, chociaż to tematyka,
która jest nie dość, że bardzo ciasna w swoim sednie, to jeszcze wyeksploatowana
tak, że w zasadzie mało się da tu wcisnąć coś, czego nie było. Reszta? Jak
zawsze, masa humoru, masa świetnych scen (anoreksja rządzi!), masa frajdy i
dobrej zabawy, podlanej konkretną dawką emocji. No świetna sprawa (ze świetną, jakoś tak kojarzącą mi się z „Czarnoksiężnikiem
z Oz” okładką) i tyle w temacie.
Coś się dzieje. coś zyskuje osobowość. I ktoś na
górze nie jest z tego faktu zadowolony.
Tu docieramy do naszego Śmierci. Bytu, który umrzeć
nie może, a przynajmniej nie wydawało się to dotąd możliwe. To on zabiera ludzi
z tego świata, a w jego królestwie nie płynie czas. I to nagle on pewnego dnia,
pewnego umownego dnia, bo jak mogą istnieć dni tam, gdzie nie ma czasu,
znajduje klepsydrę odmierzającą do jego końca. Śmierć ma umrzeć, nadchodzi jej koniec,
kres. Pytanie, co dalej? Co z nim, co z jego bliskimi? I co z samą śmiercią?
Tymczasem na Niewidocznym Uniwersytecie Windle
Poons szykuje się do kolejnego odejścia z tego świata. Liczy na reinkarnację,
jak zawsze, ma swoje plany, ma pomysł na odmianę, ma… Ale coś jest nie tak. Najpierw
śmierć się spóźnia, a nawet kiedy następuje, to nie Śmierć zabiera starego
maga, chociaż ma obowiązek zrobić to osobiście. Wreszuce Poons, choć umiera,
zaraz wraca do swojego ciała i teraz musi się nauczyć nim sterować. Ale nie on
jedyny, choć traci życie, nadal je wiedzie. W Ankh-Morpork zaczyna przybywać
nieumarłych, a i dziwnych wydarzeń. Gardło sobie podrzynam znajduje dziwne
kuliste przedmioty, którymi może handlować, a w mieście zaczynają unosić się… no
właściwie unosić zaczyna się wszystko i nikt nie ma pojęcia dlaczego, bo nie
jest to sprawką żadnej magii. Co się dzieje? To próbują wyjaśnić m.in. magowie,
na scenie pojawia się pewna kobieta, której boją się wyznawcy wszystkich religii
w Ankh-Morpork, a tymczasem gdzieś na wsi zjawia się tajemniczy kosiarz, przedstawiający
się jako Bill Niebo… znaczy Bill Brama i zadziwia wszystkich swoimi
umiejętnościami…
Ubawił mnie ten tom, nie powiem. Dużo szybkiej, konkretnej akcji, dużo postaci – w tym sporo nowych – dużo też naprawdę świetnych pomysłów (w tym rozważań na temat życia i śmierci, z fajnym ukazaniem choćby perspektywy stworzeń żyjących najkrócej czy najdłużej), które sprawiają, że „Kosiarz” (swoją drogą tytuł trochę średnio przełożony, bo „Żniwiarz” byłby o wiele bardziej adekwatny i lepiej oddawałby wszystkie niuanse tematu) wchodzi wyśmienicie. Ciężko mi powiedzieć, że to jeden z najlepszych tomów serii, bo niemal wszystkie trzymają bardzo zbliżony poziom i dają tyle samo satysfakcji (ale co tam, finał sprawia, że to moja topka), ale śmiało mogę rzec, że to świetny tom. Świetna, niegłupia, skrząca się humorem rozrywka, która wypełniona jest nawiązaniami do legend, baśni, mitów, podań i szeroko pojmowanej fantastyki (nikt mi nie powie, że scena z rozkopaniem głównej arterii miasta, to nie odbicie sceny z „Pogromców duchów 2”, gdy bohaterowie rozkopują ulicę – zresztą do „Pogromców” książka odnosi się też i bardziej bezpośrednio). I mnie to bawi. Nie lubię komediowej fantastyki – z paroma wyjątkami – ale Pratchett robił taką, która jednak mnie kupuje.
Rzecz jest lekka, prosta, ale w tym tkwi jej urok, bo to nie prostota, jak we współczesnej prozie – infantylna i traktująca czytelnika, jak idiotę – a prostota skuteczna, treściwa i po prostu dobrze wykonana i dobrze pasująca do treści. I chociaż każda część to pewien taki schemat, wciąż to samo (Śmierć w pewnym sensie nie był obecny też w „Morcie" i tam też, jak tu, korzystał z uroków życia), tylko w innej konfiguracji, ale właśnie tego chcemy, właśnie tego serii potrzeba. I Pratchett wrzuca tu zawsze dość świeżości, by nie nużyć. W skrócie: było bardzo fajnie i lecę dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz