Pieśń Szamana – Martin Widmark

ZMIESZANI, ZAKOCHANI I ZAGROŻENI

 

Który czytelnik nie lubi momentu, kiedy sięgnął po jakąś książkę nie licząc właściwie na nic – bo i pozycja to niewielka, i odbiorca nie stanowi grupy docelowej, a całość wygląda tak niepozornie, jak to tylko możliwe – i nagle okazało się, że ma do czynienia z naprawdę znakomitym tytułem. Ja naprawdę niczego nie oczekiwałem od niniejszej powieści (choć ze względu na jej rozmiary, trudno nazywać ją właśnie tym mianem), tym bardziej, kiedy przeczytałem wstęp do głównej opowieści – napisany skrajnie prosto i wręcz nijako – a jednak wystarczyło kilka stron by „Pieśń Szamana” kupiła mnie w całości. Czym?

 

Bohaterami książki jest dwójka trzynastolatków, którzy mają talent do pakowania się w kłopoty – i, oczywiście, wychodzenia z nich obronną ręką, rozwiązawszy zagadki, jakie napotykają po drodze. Tak jest i tym razem, zbrodnie i tajemnice przecież nie śpią i nie zniknęły z tego świata, zanim jednak oboje znów wkroczą do akcji, czeka ich trudny czas. Larisa wraca bowiem do Rosji, a dokładniej do Sankt Petersburga, do swoich dziadków. Nie na długo, ale trzy tygodnie bez przyjaciółki, do której czuje coś więcej, dla Dawida są prawdziwym koszmarem. Tęskni, myśli, nie potrafi znaleźć sobie miejsca, martwi się o nią i ich wzajemne relacje, boi się, że może już więcej się nie spotkają… Wymieniają ze sobą setki smsów, ale ponieważ wiadomości kosztują, chłopak rzuca się w wir pracy byle tylko móc zarobić trochę na doładowania do telefonu, odliczając jednocześnie czas do ponownego spotkania. W międzyczasie dochodzi do wydarzenia, które stanie się początkiem nowej przygody. Oto bowiem syn starego przyjaciela rodziny, Johan z Laponii, uległ wypadkowi i jest w ciężkim stanie. Zajmował się robieniem odwiertów w poszukiwaniu uranu dla przemysłu jądrowego, a sama kraksa wydaje się bardzo dziwna: rozbił się w biały dzień na prostej drodze, a na dodatek zniknęła próbka, którą ze sobą wiózł. Czyżby ktoś chciał go zabić? To pytanie schodzi na dalszy plan, kiedy wraca Larisa. Co więcej, ponieważ rodzice Dawida nie mogą w tym roku jechać z nim na wakacje z powodu pracy, chłopak do chaty w Laponii wyjeżdża wraz z Larisą właśnie. Czy może być coś lepszego od ostatnich wolnych dni spędzonych w towarzystwie ukochanej dziewczyny? Właśnie. Jednak nastolatków czeka tu nie tylko sielanka. Chata należy do Johana, a fakt, że już pierwszego dnia pojawia się jakiś człowiek z bronią, który wydaje się gotowy strzelić do nich, a wkrótce także helikopter, którego pilot najwyraźniej ma niewiele lepsze zamiary, tylko potwierdzają, że nie będzie tu zbyt spokojnie. A jakby tego było mało, Dawidowi i Larisie towarzyszy dziwny ptak starający się uporczywie zwrócić na siebie ich uwagę…

 


Zacznę może od tego, że chociaż „Pieśń szamana” jest pozycją przeznaczoną dla nieco starszych dzieci (wiek 9+), nie jestem do końca przekonany czy dałbym ją najmłodszym do czytania. Oczywiście każdy, kto czyta dzieła skandynawskich autorów przeznaczone dla tej grupy wiekowej doskonale wie, że zawierają one wiele kontrowersyjnych elementów. Tu najbardziej w oczy rzuca się scena, kiedy Larisa rozbiera się do naga, wskakuje do wody, Dawid robi to samo, zaczyna się do niej przytulać, obejmować ją… Brzmi jak coś dla dzieci czy też młodszej młodzieży? Owszem, bohaterowie mają po 13 lat, hormony w nich buzują, ale…

 

Abstrahując jednak od tego, „Pieśń szamana” to znakomita, dobrze napisana, prawdziwa i wciągająca historia przygodowo-sensacyjna. Przyjemnie dla oka zilustrowana, bardzo ładnie wydana, dość prosta pod względem stylu, ale treściwa i na pewno nie infantylna. Poza tym, jak na dobrą serię dla dzieci przystało, choć to już czwarty tom (żałuję, że nie czytałem poprzednich trzech i mam nadzieję, że to nadrobię w najbliższym czasie), da się go czytać bez znajomości pozostałych części i nic przy tym nie tracić. Dlatego polecam bardzo gorąco – naprawdę warto!

Komentarze