Panienki: Szesnaście opowiadań erotycznych – Janusz Zalewski

SZTYWNOŚĆ W MIĘKKOŚCI

 

Literatura stricte erotyczna to gatunek, o którym nie mam dobrego zdania. Bo właściwie jak tu mieć? To taki typ książek, jak tanie romansidła czy tanie sensacyjne książki, z tym, że w tym pierwszym przypadku mamy przynajmniej uczucia, a wraz z nimi idzie jakaś forma ciepłego, pozytywnego przesłania, w tym drugim jakąś akcję, jakieś jej zwroty, a przy okazji pewną fabułę. Erotyki zaś fabuły nie potrzebują, bo nikogo ona nie obchodzi, czyta się je dla podniecenia, na przesłanie też nie ma co najczęściej w nich liczyć, a nawet jeśli jakieś się pojawi i tak będzie kiczowato pretekstowa, jak i wszelkie elementy fabularne. Co zostaje? A no takie niskie uniesienia, najbardziej pierwotne i mające najmniej wspólnego z jakimikolwiek ambicjami i celami wyższymi. Ale nie w tym przypadku. Niewielkich rozmiarów (ot ledwie nieco ponad dwieście stron, a i to z ilustracjami), ale, mimo dość niefortunnego tytułu i gatunkowej przynależności, oferująca zarówno pewną treść, nutę prawdy, jak i całkiem niezłe wykonanie. Jeśli więc szukacie czegoś tandetnego, beznadziejnego, wyrugowanego intelektualnie i podanego bez gustu i smaku, czyli rzeczy pokroju „Pięćdziesięciu twarzy Greya” czy „365 dni”, „Panienki” Was rozczarują. Ale ci, dla których erotyka jest ważna, ale nie najważniejsza, ci, którzy wolą uczucia i emocje, a nie kompulsywne wyżycie się z metką pseudoromantyzmu, śmiało mogą sięgnąć.

 

Historia ludzi piszących do siebie wiadomości. Historia kobiety, która wraca po latach i wynajmuje mężczyznę na imprezę. Historia prostytutki dyktującej opowieść o sobie. Historia człowieka, który z powodu osobistej tragedii udaje się do urzędu skarbowego, gdzie spotka pewną kobietę. Czy wreszcie historia Bi, dziewczyny na luzie, która jest wyposzczona. To tylko kilka z szesnastu przypadków, jakie znajdziecie na stronach tej książki.

 

Erotyka czasem potrafi, nie przeczę. Czasem opierając się przede wszystkim na seksie, można zbudować wielkie dzieło, ale wtedy seks, nawet jeśli dominujący, jest metodą a nie celem. Philip Roth, John Irving, Chuck Palahniuk (zwłaszcza w przypadku jego ośmieszającej popularne erotyki pokroju wspomnianych „Pięcdziesięciu twarzy Greya” powieści „Pełnia piękna”), nawet klasycy naszej poezji piszącej erotyki… Tak, więc, jak „dzieła” E.L. James czy Lipińskiej, choć popularne, są dla ambitniejszych czytelników, jak naplucie w twarz, tak twórczość powyższych to odtrutka na literackie niziny gatunku. A co z prozą Zalewskiego? A no jest gdzieś pomiędzy, wybitności tutaj nie ma, nie ma też tragedii, jest czasem lepsza, czasem gorsza, niekiedy bardzo dobra, niekiedy przeciętna robota, w której seks jest ważny, ale na równi z samymi bohaterami, ich losami, uczuciami i relacjami.

 

Początkowe teksty nie za bardzo mnie kupiły. Trochę przesadnie rozbuchane literacko, ze zdaniami wielokrotnie złożonymi (to doceniam, bo współczesna proza cierpi na przerażającą prostotę stylistyczna), ale nieco bez wyczucia, z nadmiarem informacji podanych ciągiem bez odpowiedniego zróżnicowania. Ot jakby autor chciał wytoczyć najcięższe działa już na początku i pokazać, co potrafi i przedobrzył. Potem jest lepiej, nawet w prostszych tekstach, bo akurat jak choćby w opowiadaniu z perspektywy prostytutki, takie niewyszukanie słowne wychodzi Zalewskiemu naprawdę dobrze, a całość pochłania się szybko i przyjemnie. Czasem więcej jest erotyki w tych tekstach, czasem więcej życia, niekiedy są to rzeczy nieco bardziej poetyckie („Sztywność w miękkości”), czasem bardziej dosadne. Całkiem dobrze udaje się też Zalewskiemu najczęściej wybrnąć z pułapki rodzimych określeń erotycznych, które zazwyczaj wypadają albo medycznie, albo wulgarnie. A całości dopełniają bardzo udane ilustracje Marka Zalewskiego, staroszkolne szkice, z dobrze uchwyconą anatomią – niewyidealizowaną i realistycznie podaną – nie pornograficzne, a łagodnie erotyczne, zaprezentowane z talentem i smakiem.

 

Słowem podsumowania, całkiem dobry zbiór erotyczny. A raczej erotyczno-romantyczno-obyczajowy. W swoim gatunku rzecz warta uwagi.


Recenzja opublikowana na portalu sztukater.

Komentarze