SZATAŃSKIE
ŚLEDZTWO
„Szatan z siódmej klasy”. Premiera? Rok 1937,
prawie 90 lat temu, filmowa adaptacja powstała 65 lat temu (wiecie, że był to
drugi polski film zgłoszony do walki o Oscara?), a rzecz wciąż jest znakomita.
Wiadomo, archaiczna językowo, ale dzięki temu bardziej treściwa i dojrzalsza od
współczesnych powieści tego typu. I pokazująca, jak wielki wpływ miała na
podobną jej literaturę, w tym jedną z moich ulubionych polskich książek
młodzieżowych. Przede wszystkim jednak wciąż dobrze wchodzi i dostarcza
rozrywki na poziomie.
Głównym bohaterem jest Adam Cisowski, nastolatek o
wielkiej inteligencji i zaskakujących zdolnościach swojego umysłu, talent
wykorzystuje do pomagania swoim szkolnym kolegom, rozpracowując kolejność
odpytywania przez nauczyciela. Ale gdy to wychodzi na jaw, chłopak zostanie
zaangażowany przez profesora do pomocy w odkryciu tajemnicy, która swoimi
korzeniami okaże się sięgać aż do czasów napoleońskich i…
Kto czytał „Sposób na Alcybiadesa”, chyba z miejsca
zauważy, jak wiele Niziurski podkradł Makuszyńskiemu. Widać to już na
pierwszych stronach. Tu i tam mamy grupkę uczniów, którzy stali się asami z
historii, bo znaleźli sposób na nauczyciela – z tym, że w „Alcybiadesie” (swoją
drogą sam Alcybiades w „Szatanie” też jest wspomniany) główną osią akcji było
szukanie sposobu, a tu już ten sposób jest i to, co dla Niziurskiego było sednem
opowieści, dla Makuszyńskiego jest ledwie punktem wyjścia do większej, bardziej
sensacyjnej historii. Ale te wpływy są widoczne, co jeszcze bardziej umila
lekturę. Zresztą do wychwytywania jest tu sporo rzeczy – nie tylko elementy,
które tu podpatrzono, ale i rzeczy czy klasykę, do jakich odnosi się sam
„Szatan”.
Sama książka to jednak sympatyczne połączenie sensacyjnej
akcji, historii, przygodówki i młodzieżowego romansu, gdzie jest pewna doza
dydaktyzmu i przekazywania wartości, ale bez uszczerbku dla wymiaru
rozrywkowego. Jest zagadka, jest akcja, ale też nie ma pędzenia na złamanie
karku. Wszystko dostosowane zostało do młodzieży, ale jednocześnie nie jest
naiwne ani infantylne. A nawet jeśli coś się zdarza, to jest w tym masa uroku. A
urok całości, jako takiej – bo tego też nie brak – to urok takiej ponadczasowej
klasyki, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. wiadomo, niektórych wszystko to
może odstraszyć, bo jednak rzecz nie jest pisana tak prostacko, jak współczesne
młodzieżówki, a archaizmy niejednego zmuszą do poszerzenia swojej wiedzy nie tylko
poprzez czytanie przypisów, ale komu te elementy nie przesadzają i lubi takie
historie, będzie urzeczony.
I tylko trochę żal, że ciąg dalszy nigdy się nie
ukazał. Okej, wiem, że parę lat temu Konrad T. Lewandowski napisał dziejącą się
współcześnie, całkiem sympatyczną kontynuację, chociaż bardziej należałoby ją
traktować jak spin-off, ale to jednak nie było to. Fajna rzecz, ale bardziej „Felix,
Net i Nika” niż „Szatan z siódmej klasy”. Poza tym kontynuacja istniała,
Makuszyński napisał „Drugie wakacje Szatana”, akcja działa się rok później, a
powieść miała wyjść w grudniu 1939 roku, ale we wrześniu wybuchła wojna, trwało
oblężenie Warszawy i mieszkanie Makuszyńskiego zostało zbombardowane, a rękopis
spłonął. Co więcej, gdy wojna się skończyła, Makuszyński został obłożony
zakazem publikowania przez komunistyczne władze (ministrem kultury był wówczas
Rzymowski, którego miejsce w Polskiej Akademii
Literatury, po tym, jak wyrzucono go z niej za plagiat, zajął swego czasu
Makuszyński właśnie i tak to się skończyło) i nie wrócił do odtworzenia
powieści.
I tak została nam tylko ta powieść, klasyka, warta
uwagi, acz nie dla wszystkich. Kiedyś to była rzecz dla młodych, teraz chyba
bardziej dla dziadersów, którzy wciąż mają w sobie coś z dzieciaka i sporo
sentymentów (dla mnie „Szatan” to wspomnienia przede wszystkim seansu filmu, do
którego zachęcił mnie ojciec). Ale mam nadzieję, że nie tylko oni sięgają po
takie książki, jak ta.
Komentarze
Prześlij komentarz