Rozważna i romantyczna – Jane Austen

NI ROZWAGA, NI ROMANTYCZNOŚĆ

 

Co by nie mówić, choć cenię sobie klasykę, głównie za to, jak piękną frazą była zwykle pisana i jaką jakość prezentowała, z twórczością Jane Austen mam problem, a fenomenu jej prozy, w tym „Rozważnej i romantycznej” zwyczajnie nie pojmuję. Znam, cenię w filmowym wydaniu, bo miała jedną świetną ekranizację, doceniam również wpływ na kulturę i popkulturę, ale powieść nigdy mnie jakoś nie kupiła. Jakbym czytał dziewiętnastowieczny odpowiednik tanich romansideł, nieźle napisany, ale też i nic ponad przeciętność i nie robiący większego wrażenia. Co nie zmienia faktu, iż uważam, że „Rozważną i romantyczną” poznać wypada, a nawet trzeba, choćby dla przekonania się czy do rzecz dla nas, czy nie. Szczególnie, że to ilustrowane wydanie naprawdę świetnie się prezentuje.

 

Elinor i Marianne to dwie siostry, pozornie podobne, ale zupełnie od siebie różne. Ta pierwsza jest tą rozsądną, zawsze kierującą się w życiu rozumem i podchodząca do wszystkiego ze spokojem. Ta druga to ta romantyczna, kierująca się tym, co serce jej podpowiada i ulegająca emocjom. Gdy po śmierci ojca zmuszone zostają się przenieść, w ich życiu pojawią się kawalerowie, dziewczyny dają się porwać pierwszym miłosnym uniesieniom i…

 

„Rozważna i romantyczna” była pierwszą powieścią Jane Austen. Co ciekawe, żeby autorka mogła ją opublikować, musiała zaryzykować i zainwestować w cały proces i to niemałe pieniądze (wikipedia podaje, że w przeliczeniu na wartość pieniądza w roku 2008, był to koszt ok. 15 tysięcy funtów), ale ostatecznie okazało się, że książka dobrze się sprzedała, przynosząc Jane zysk (ok. 5 tysięcy funtów, trzymając się tego samego przelicznika), a to otworzyło jej drogę do dalszych publikacji. I chociaż, jak pisałem, nie rozumiem fenomenu tej książki, który wciąż jest żywy (a powieść miała swoją premierę w 1811 roku, więc trochę czasu już minęło), to jednak doceniam jej znaczenie dla popkultury. A i są w niej rzeczy, które miały pewien potencjał.

 

Dlaczego jednak mnie ta historia nie kupuje? Prosta treść, prosto skrojone i często przerysowane postacie, które, mam wrażenie, że miały być bardziej archetypiczne, niż realne, w swojej kreacji są kreślone dość grubą linią i to, co powinno zawierać silnie psychologiczne akcenty i mocną analizę charakterologiczną, wypada płasko i podporządkowane jest romantycznej stronie całości. To źle? Nie, ale sęk w tym, że ten romans też mnie jakoś nie przekonuje, bo nie ma tu uczuć, nie ma emocji. Tu, co prawda, ciekawie obnażone zostają konwenanse epoki, ale w sposób zbyt prosty i oczywisty, by mogło to satysfakcjonować. Taki harlequin, ubrany jednak w szaty opowieści kostiumowej, gdzie najciekawszym elementem pozostaje zobrazowanie epoki. Czy jednak jest ono dokładne, czy może tak samo oparte na przesadzie tam, a upiększeniu tu, jak i pozostałe elementy powieść, nie wiem, nie znam aż tak opisywanych czasów. Jest w tym jednak zapowiedź pewnej dozy satyry, która mogłaby wybrzmieć, gdyby nad nią popracować, ale nie wybrzmiewa. Zostaje zestawienie dwóch jakże różnych od siebie sióstr i ta miłość. I to zderzenie charakterów też miało potencjał, ale jest ukazane zbyt prosto i topornie, podobnie, jak uczucia, w których brakuje… no właśnie uczuć.

 

Pisarsko jest nie najgorzej, jednak do większości klasyki nie ma podejścia. Styl nieco rozbuchany, ale jednak prosty, niewymagający, niewysublimowany. Taka literatura popularna, schematyczna można rzec, bo jak przeczytacie jedną powieść Austen, to jakbyście czytali wszystkie, dla przeciętnego czytelnika, który nie szuka złożoności ani w warstwie stylistycznej, ani fabularnej. Natomiast całość jest bardzo ładnie wydana i bogato ilustrowana czarnobiałymi grafikami. Kto lubi prozę autorki, a nie ma na półce, tym wydaniem przyozdobi swoją biblioteczkę. Reszta… cóż, już to pisałem, znać wypada, ale nie powiem, że jakoś szczególnie warto. Nie każda klasyka jest wielka, czasem to po porostu tania literatura, jakich wiele nawet współcześnie, tylko jakoś udało jej się zdobyć popularność i to właśnie taki przypadek


Recenzja opublikowana na portalu Sztukater.

Komentarze