Jak Grinch skradł święta! – Dr. Seuss

ŚWIĘTA I GRINCH

 

„Jak Grinch skradł święta”. Klasyka. legenda. A ja przeczytałem dopiero teraz. Zdarza się. Lepiej późno niż wcale, wiadomo, a w tym wypadku warto było. Uwielbiam Dr. Seussa, ale i lubię te historię, znaną mi już doskonale zarówno z adaptacji, jak i z filmów, gdzie pojawiała się, choćby jako animacja oglądana przez bohatera („Kevin sam w Nowym Jorku”), a nawet różnych rzeczy pokroju crossoveru „The Grinch Grinches the Cat in the Hat”, parodii („Family Guy”) itp. Ale nic nie zastąpi książki, nawet ta „animowana” jej wersja z 1992 roku. Więc co tu dużo gadać, warto sięgnąć, chociaż czyta się to w pięć minut, a cena do najniższych nie należy.

 

Zbliżają się Święta, w całym Ktosiowie wszyscy są podekscytowani, poza Grinchem, który Gwiazdki nienawidzi. Więc postanawia przebrać się za Mikołaja i zrujnować wszystkim ten dzień. Ale czy mu się to uda?

 

Z tym „Grinchem” jest u mnie trochę tak, jak z samym Grinchem. Nie lubiłem go, nie trawiłem, nie znosiłem, a teraz uwielbiam, zupełnie jak Grinch świąt. Lata temu, jako nastolatek, obejrzałem adaptację z Jimem Carreyem i, spodziewając się czegoś więcej po filmie Rona Howarda, zawiodłem się. Nie kupił mnie te celowy kicz, to kolorowe przestylizowanie i w ogóle. Dopiero moja lepsza połowa, lata później, przekonała mnie do tego filmu. Więc tak, teraz to lubię. tak, doceniam ten przejaskrawiony, przesadnie barwny look i kicz, który ma w sobie więcej nawet uroku, niż „Batmany” Schumachera, kiedy rozpatrywać je jako filmy osadzone w sztampie i tandecie komiksów ze Złotej i Srebrnej Ery Komiksu. i lubię w sumie wszystkie te inne adaptacje, od absolutnej animowanej klasyki z 66., po całkiem nienajgorszą animację komputerową z 2018. A niniejsza książeczka jest z tego wszystkiego najlepsza.

 


Okej, jest prosta, jest oczywista, nasycona dydaktyzmem, ale ile w tym uroku, ile w tym magii, ile tego świątecznego klimatu. Nieskomplikowana, ale ujmująca w każdym calu, pokrzepiająca, może nawet oczyszczająca. Tkwi w tym nie tylko przesłanie, ale i wielka siła. A kolejną siłą jest wielka energia, z jaką podany został sam tekst. Niesamowita rytmika, zabawy słowne, trafne, choć nieskomplikowane, w połączeniu z humorem i wartościami oraz znakomitą szatą graficzną, po prostu zachwycają. Prosta, cartoonowa robota, z barwami ograniczonymi w zasadzie do czerwieni, a jednak niczego w niej nie brakuje.

 


W skrócie, magia, bajka. Klasyka dla każdego. Świetnie wydana, chociaż jednocześnie mogłaby być jednak nieco tańsza. To w końcu książka dla dzieci, taka do łyknięcia w kilka chwil, więc jednak można to było nieco inaczej, bez twardej oprawy, w odrobinę mniejszym formacie, ale taniej, żeby więcej osób po to sięgnęło. Bo warto, choć w pewnym sensie to taka wariacja na temat Scrooge’a.

Komentarze