Przyznam, że książeczka ta
wyglądała bardzo zachęcająco. Oldchoolowy design, oldschoolowe ilustracje… Dla
czytelnika takiego, jak ja, wychowanego na podobnych lekturach i z sentymentem
wciąż wracającego do dzieł pokroju „Muminków” wydawało się to bardzo ciekawym
tworem. Czy kluczowe w tym wypadku słowo brzmi „wydawało”? Po części niestety
tak, bo rzecz okazała się o wiele prostsza niż się spodziewałem – nawet biorąc
poprawkę na to, że „Strasznowiłka i dzika zima” to opowieść dla najmłodszych.
Na szczęście całość ma dość uroku (plus znakomite ilustracje), bym nie żałował
czasu spędzonego na lekturze.
Pewnej zimnej soboty do sowy
przychodzi jeż. Jak inne zwierzęta, tak i on nie może spać, a wszystko przez
strasznowiłkę. Dlaczego, skoro sama chciała odejść i wrócić do krewnych, za
którymi tęskniła – co zresztą zrobiła? A dlatego, że zwierzęta martwią się czy
rzeczywiście dotarła do celu. A co jeśli coś stało się jej po drodze? Co jeśli
w jej czajnik uderzył piorun albo ktoś ją porwał? Dlatego budują statek
powietrzny by dotrzeć do miejsca, gdzie mieszkają strasznowiłki i przekonać się
samemu czy wszystko się udało. Do tego jednak potrzebują sowy, która jako jedyna
wie, dokąd mają się udać. Ta, choć przeciwna, ostatecznie bierze udział w
misji. Misji, która kończy się dla zwierząt nieoczekiwaną ucieczką przed
przeciwnościami losu. Ale za to ze strasznowiłką na pokładzie. Happy end?
Właściwie to zaledwie początek, bo powrót do lasu otwiera nowy, szalony
rozdział w życiu bohaterów. Chociaż zbliża się zima i zwierzęta chętne
zapadłyby w sen na najbliższe miesiące, strasznowiłka ma zupełnie inne plany. W
śniegu zaczyna się naprawdę dziki czas, pełen niezwykłych wydarzeń i wyzwań.
Tej zimy mieszkańcy Groźnego Gąszczu nigdy nie zapomną…
Omawianie tego tytułu zacznę
niestety od minusów. Jak już pisałem, nie jest to do końca taka lektura, jakiej
oczekiwałem. Co to właściwie znaczy? O prostocie już wspominałem – książka ma
prostą fabułę i napisana została bardzo nieskomplikowanym językiem. To zaś
przełożyło się na fakt, że nie potrafiłem wczuć się w lekturę i świat tak,
jakbym tego oczekiwał. Tym bardziej mając w pamięci „Zimę Muminków”, iście
rewelacyjną historię w pewnym sensie opartą na takim samym pomyśle.
Ale spokojnie, plusów jest więcej.
Prostotę można tłumaczyć wiekiem docelowym odbiorcy (chociaż, jak widać po
klasyce, książki dla dzieci mogą być napisane w sposób rewelacyjny, tak że
nawet dorośli będą nimi zachwyceni), ale nie jest ona jakaś przerażająca. Za to
całość jest ciekawa, sympatyczna (zwłaszcza niektóre postacie) i pięknie
zilustrowana. Klasyczne, delikatne i naprawdę wpadające w oko grafiki budują tu
świetny nastrój i doskonale uzupełniają tekst. Przy okazji podnoszą jakość
całości. Jako lektura dla dzieci „Strasznowiłka” i tak pewnie by się obroniła –
nie przypadkiem stała się tak popularna w krajach słowiańskich – ale na pewno
książka wiele by straciła.
Podsumowując: dzieło Jany Bauer to
niezła, lekka, prosta lektura dla dzieci. Coś do poduszki albo na brzydką
pogodę. Bardziej na zimę, ale i w lato można po nią sięgnąć.

Komentarze
Prześlij komentarz