Strasznowiłka i dzika zima – Jana Bauer

NIEZŁA LEKTURA DLA DZIECI


Przyznam, że książeczka ta wyglądała bardzo zachęcająco. Oldchoolowy design, oldschoolowe ilustracje… Dla czytelnika takiego, jak ja, wychowanego na podobnych lekturach i z sentymentem wciąż wracającego do dzieł pokroju „Muminków” wydawało się to bardzo ciekawym tworem. Czy kluczowe w tym wypadku słowo brzmi „wydawało”? Po części niestety tak, bo rzecz okazała się o wiele prostsza niż się spodziewałem – nawet biorąc poprawkę na to, że „Strasznowiłka i dzika zima” to opowieść dla najmłodszych. Na szczęście całość ma dość uroku (plus znakomite ilustracje), bym nie żałował czasu spędzonego na lekturze.

 

Pewnej zimnej soboty do sowy przychodzi jeż. Jak inne zwierzęta, tak i on nie może spać, a wszystko przez strasznowiłkę. Dlaczego, skoro sama chciała odejść i wrócić do krewnych, za którymi tęskniła – co zresztą zrobiła? A dlatego, że zwierzęta martwią się czy rzeczywiście dotarła do celu. A co jeśli coś stało się jej po drodze? Co jeśli w jej czajnik uderzył piorun albo ktoś ją porwał? Dlatego budują statek powietrzny by dotrzeć do miejsca, gdzie mieszkają strasznowiłki i przekonać się samemu czy wszystko się udało. Do tego jednak potrzebują sowy, która jako jedyna wie, dokąd mają się udać. Ta, choć przeciwna, ostatecznie bierze udział w misji. Misji, która kończy się dla zwierząt nieoczekiwaną ucieczką przed przeciwnościami losu. Ale za to ze strasznowiłką na pokładzie. Happy end? Właściwie to zaledwie początek, bo powrót do lasu otwiera nowy, szalony rozdział w życiu bohaterów. Chociaż zbliża się zima i zwierzęta chętne zapadłyby w sen na najbliższe miesiące, strasznowiłka ma zupełnie inne plany. W śniegu zaczyna się naprawdę dziki czas, pełen niezwykłych wydarzeń i wyzwań. Tej zimy mieszkańcy Groźnego Gąszczu nigdy nie zapomną…

 

Omawianie tego tytułu zacznę niestety od minusów. Jak już pisałem, nie jest to do końca taka lektura, jakiej oczekiwałem. Co to właściwie znaczy? O prostocie już wspominałem – książka ma prostą fabułę i napisana została bardzo nieskomplikowanym językiem. To zaś przełożyło się na fakt, że nie potrafiłem wczuć się w lekturę i świat tak, jakbym tego oczekiwał. Tym bardziej mając w pamięci „Zimę Muminków”, iście rewelacyjną historię w pewnym sensie opartą na takim samym pomyśle.

 

Ale spokojnie, plusów jest więcej. Prostotę można tłumaczyć wiekiem docelowym odbiorcy (chociaż, jak widać po klasyce, książki dla dzieci mogą być napisane w sposób rewelacyjny, tak że nawet dorośli będą nimi zachwyceni), ale nie jest ona jakaś przerażająca. Za to całość jest ciekawa, sympatyczna (zwłaszcza niektóre postacie) i pięknie zilustrowana. Klasyczne, delikatne i naprawdę wpadające w oko grafiki budują tu świetny nastrój i doskonale uzupełniają tekst. Przy okazji podnoszą jakość całości. Jako lektura dla dzieci „Strasznowiłka” i tak pewnie by się obroniła – nie przypadkiem stała się tak popularna w krajach słowiańskich – ale na pewno książka wiele by straciła.

 

Podsumowując: dzieło Jany Bauer to niezła, lekka, prosta lektura dla dzieci. Coś do poduszki albo na brzydką pogodę. Bardziej na zimę, ale i w lato można po nią sięgnąć.

Komentarze