Amazing Spider-Man: Died In Your Arms Tonight - Stan Lee, Mark Waid, John Romita Jr., Klaus Janson, Dan Slott, Zeb Wells, Joe Kelly, Colleen Doran, Max Fiumara, Mitch Breitweiser, Marc Guggenheim, Bob Gale, Marcos Martin, Mario Alberti, Derec Donovan
UMRZEĆ W RĘKACH TWYCH
Kolejny tom z przygodami Pajęczaka to opowieść ważna i to trzeba podkreślić. Bo to, co tu zaczyna się na dobre, po kolejnych stu numerach, dało bardzo ciekawe owoce w postaci serii „Superior Spider-Man”. Ale najpierw był ten album. Koncept może i jest mało oryginalny - coś podobnego zrobił już Kevin Smith pisząc swój run „Daredevila”, którym zresztą mocno nawiązywał do przygód Spider-Mana, niemniej całość jest całkiem zgrabnie zrobiona i przyjemna. Nic to szczególnego, podkreślam, ale też i nic tragicznego. No Slott, jak Slott, odtwarzający cudze pomysły, ale mający dość lekkości i swobody by było całkiem-całkiem.
4 miesiące temu Doc Ock dowiedział się, że umiera.
Został mu tylko rok życia, a wszystko to w wyniku licznych urazów głowy, jakich
doznał w trakcie walk z najróżniejszymi bohaterami. Ale ktoś o takim ego, jak on, tak po prostu umrzeć nie może. Dlatego postanawia zrobić coś
takiego, by zapamiętał go cały świat...
Teraz, w dniu ślubu May i Jaya, wciela swój plan w
życie. Za pomocą octobotów opanowuje Nowy Jork i zamierza przemienić go w
utopię. Ale nie dla Spider-Mana. Tego bowiem atakuje z zaciętością wszelkimi
dostępnymi środkami, czyli całym miastem, które w zasadzie kontroluje. A jakby tego było mało, to samo, chce zrobić z całym światem. Poza tym jest zazdrosny o swą byłą narzeczoną, May, więc porywa Jaya i stara się
zrujnować ślub. Spider-Man wkracza do akcji i...
Podstawowym problemem z jubileuszowymi numerami
komiksów jest fakt, iż nie są one wielkie. Twórcy nie starają się opowiedzieć
zniewalającej historii, a jedynie pokazać przełomowe rzeczy dla serii. Chcą by to było coś wyjątkowego, epickiego, ale nie wyjątkowego pod względem jakości czy przełomowości. Czasem im się coś takiego uda (zob. choćby numer #400), niemniej z zasady wszystko ma być niczym kinowy blockbuster.
No bo tak, w 50. numerze przygód Spider-Mana, Peter przestał
być Pająkiem (acz na krótki moment, z którego nic nie wynikło). W 100. stracił moce i wyrosły mu 4 ręce (tak, tak), w 200. umarł morderca
wujka Bena, w 300. pojawił się Venom, w 400. zmarła "May", a w 500.
Peter przeżył na nowo całe swe życie na nowo i spotkał na powrót wujka Bena. I niby widać w tym wszystkim pewną wyjątkowość, niemniej to najczęściej rzeczy, które jakościowo wielkie nie były. Teraz Otto
jest umierający, a May bierze ślub. Jeśliby więc komiks odrzeć z tej otoczki
zdarzeń znaczących tylko dla fanów, pozostałaby jedynie przeciętna historia o
kolejnym, może nieco bardziej epickim, ale jednak typowym pojedynku. Znakomicie narysowana i nieźle napisana, ale nic poza tym.
Na szczęście chyba nikt by po to nie sięgnął nie znając przynajmniej poprzednich kilkudziesięciu numerów, a na ich tle rzecz sporo zyskuje. Zmian i
zapowiedzi mamy tu bowiem sporo, a na stronach, jakie złożyły się na tę
opowieść, znalazło się miejsce na kilka dodatkowych, całkiem udanych historii.
Pierwsza, napisana przez legendę Marvela i twórcę
Spider-Mana, Stana Lee, „Kryzys osobowości", prezentuje nam Spidera u
psychoanalityka. Brak jej wprawdzie spójności z całą serią, ale figuruje
bardziej jako podsumowanie, więc nie będę narzekał. Nawet na „klasyczne”
rysunki. Szczególnie, że znalazło się kilka świetnych rzeczy. W drugim dodatku „Syn
mego brata", poznajemy młodość Petera przez pryzmat wujka Bena. A w „Gdybym był Spider-Manem" Peter
podsłuchuje, jak grupka dzieci wyobraża sobie, jego życie.
W kolejnym, pt. „Błogosławieństwo", May czuje
się jakby zdradzała Bena i chce błogosławieństwa nieżyjącego męża, a w „Kłótni
w muzeum", Peter nie może znieść jak ludzie traktują wystawę poświęconą herosom, w tym i jemu. Jest też epilog, "Nagłe wizje", stanowiący najlepszą
część komiksu, w którym madame Web przepowiada takie zdarzenia jak „Gauntlet”
czy „Ponure łowy”. Do tego mamy "Annual" i drobiazg ze "Amazing Spider-Man Family #7" plus zeszyt 601., gdzie Peter budzi się po weselu z kacem i jedyne co pamięta, to to, że umówił się na dziś z MJ. Gdzie, o której? Nie ma pojęcia, ani nie ma kogo o to spytać, a numeru do ukochanej nie wziął. Do tego okazuje się, że przespał się ze swoją współlokatorką, która wyrzuca go z domu. Zaczyna więc szukać nowego mieszkania i sposobu na przypomnienie sobie tego, co wyleciało mu z głowy...
Tak więc album, polecam Waszej
uwadze, wiadomo jeśli lubicie i znacie Pająka. Poznać go warto przez jego znaczenie dla
serii i wpływ na późniejsze opowieści, nawet jeśli jest tylko czystą rozrywką.
Komentarze
Prześlij komentarz