Gamedec: Definitive Edition (PC)

GAM EDEK czyli Ty ch…u!

 

„Gamedec”. Ani ja fanem uniwersum nie jestem, ani autora – coś tam czytałem, coś tam z jego książek mam, niektóre wciąż czekają na lekturę, ale nie zachwycił mnie nigdy, na kolana nie powalił i wrażenia większego nie zrobił. Ale w grę zagrałem. Bo akurat nie miałem w co, nie wiedziałem, co mi się chce, a izometrycznego cRPG-a zawsze chętnie. Poza tym gra polska, a Polacy w komputerową rozrywkę potrafią. Więc zaryzykowałem. Czy było warto? Zależy, jak na to spojrzeć, bo nie żałuję, ale nie żałuję głównie dlatego, że gierkę zgarnąłem darmowo, jak rozdawał ją Epic. I nie żałowałbym też, gdybym wydał ok. 10 zł na zakup, ale w wyższej kwocie… No nie, nie byłoby warto. Zabawa niezła, ale przeszedłem to w niecałe dziesięć godzin, zadań jest tyle, co kot napłakał a przejść się to wszystko da bez czytania dialogów i angażowania się w fabułę, a fabuła… Potencjał miała, ale, podobnie jak książki (na ile się z nimi zapoznałem), liznęła temat, który byłby ciekawy gdyby zgłębił go ktoś potrafiący lepiej pisać i mający mniej sztampowe do niego podejście.

 

Rok 2199, Warsaw City. W świecie przyszłości, gdzie ludzie dzielą swoje życie między to, co prawdziwe (realium) a wirtualne, w którym bywają najczęściej. Dlatego są ludzie tacy, jak Gamedecy, growi detektywi, którzy wchodzą do wirtualnej rzeczywistości i rozwiązują zagadki. I gracz wciela się w jednego z nich, nie mając jeszcze pojęcia co na niego czeka…

 

Plusy gry? Jak na produkt w zasadzie nowy, wymagania ma niewielkie, chodzi bez problemu na jeszcze niższych (sprawdzone) i nie wygląda źle. Fabuła sama w sobie też nie jest zła, a całość jest niewymagająca i mimo różnych możliwości do wyboru, łatwa do przejścia, więc pograć można dla wyluzowania, odreagowania czy odstresowania, z wyłączeniem mózgu i klikaniem na kolejne postacie, by wejść z nimi w interakcje albo na przedmioty, by znaleźć kolejne ślady. A skoro o śladach… Pod tym względem gra przypomina choćby nowsze odsłony „Sherlocka Holmesa” od Frogwares. Chodzimy, gadamy, zbieramy informacje, wysnuwamy wnioski, dedukujemy i tak toczą się nasze śledztwa. Gadania tu sporo, możliwości trochę – tu jest plus, że mamy też kilka zakończeń zależności od wyborów, co bym jednak nie robił, nie poczułem, a w niektórych grach mi się to zdarza, wątpliwości czy właściwie wybrałem drogę. Podobała mi się tu też pewna różnorodność – niby to cyberpunk, ale że skaczemy po grach trafiamy też do westernowego świata (tu plusem była fajna minigra w prowadzenie własnego gospodarstwa, ale to niestety krótki dodatek, a takich rzeczy powinno być więcej) czy w klimaty Azji sprzed wieków. Tyle.

 


Minusy? Wszystkie poziomy są krótkie, da się je przejść zdecydowanie za szybko i za łatwo, choć ja lubię łatwe gierki. Brakuje aktywności pobocznych, brakuje szukania znajdziek i odkrywania świata, bo poziomy, po jakich się poruszamy, są niewielkie. Co więcej, chociaż możemy sami wybrać jaką postacią grać chcemy, nie ma to w zasadzie żadnego znaczenia – grałem kobietą, a i tak wszyscy zwracali się do mnie jak do faceta, a i zdarzyło się, że ktoś mnie zwyzywał od ch…ów (i tu od razu skojarzenie ze sceną z „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” i dialogiem, jak pijany bohater mówi do sprzedawczyni „Ja pijany? Ty ch…u!”). No i tak zadbano o detale w tej grze. Grze, w której trzeba czytać, bo o dubbing się nie pokuszono. Muzyki praktycznie się nie zauważa, całość na dodatek waży 10 GB, w zasadzie tyle, co nic jak na współczesną grę, ale jak na zawartość, którą oferuje – brak jakiejś wyśmienitej grafiki, brak otwartego świata, brak kreatora postaci (mamy wybór spośród kilku), nawet brak możliwości obracania kamerą etc. – trudno zgadnąć jakim cudem aż tyle to wszystko waży.

 

Zagrać można, chwilę się rozerwać i zapomnieć. To nie gra, do której się wraca. To w zasadzie produkt, który nawet nie sprawia wrażenia ukończonej gry, a jedynie bardziej rozbudowanej demówki z kilkoma poziomami. Jeśli kupicie go za kilka złotych, możecie się skusić, jeśli jednak macie wydać więcej – lepiej już zainwestować w „Disco Elysium”.

Komentarze