Armada #6: Gra pozorów – Jean David Morvan, Philippe Buchet


BELLA NA WOJNIE

 

Szósty tom „Armady” uderza w klimaty military fiction, ale pomieszane mocno z komedią i iście mangową ekspresyjnością. Efekt? A taki, że jak nie lubię militariów, a druga wojna światowa to temat tak mnie interesujący, jak obserwowanie migracji dorosłych gąbek morskich, to ten album wszedł mi miodnie. Duża w tym zasługa pójścia ekipy w kierunku, którym jakby chcieli złożyć hołd Goscinnemy – żartów słownych, śmiesznych nazwisk i obśmiewania narodowych przywar (tym razem padło głównie na Włochów). Mnie to ujęło, kupiło i rozbawiło. Co tu dużo mówić, część jedna z najlepszych, choć już na tym etapie opowieść jest bardziej złożona i powiązana fabularnie z innymi odsłonami cyklu, niż to było w przypadku tomów 1-4.

 

Navis tym razem wybiera się do więzienia, odwiedzić Rib’wunda, niegdyś przyjaciela, który przez machinacje rady, dla ratowania swoich bliskich, zdradził ją. Niestety, w trakcie podróży zostaje zaatakowana, najprawdopodobniej przez ludzi zajmujących się przejmowaniem nowoodkrytych planet i rozbija się na pobliskiej planecie.

Jak to na nią przystało, nie trafia na nudny ani spokojny glob. Miejsce, w którym się znalazła, rozdarte jest przez konflikt między robotami zwanymi mekka, a rasą Gnomodżinnów, którzy mają swoje zasady: dla jednego człowieka nie będą narażać oddziału, no chyba, że to bella – kobieta – wtedy i wszyscy gotowi są iść na śmierć. I to właśnie pod ich opiekę trafia Navis. Co wyniknie z jej pobytu tutaj?

 

Rozwala mnie ten tom. Klimat jak drugiej wojny światowej, ruiny, pył, czołgi i żołnierze, niscy, bardzo włosko wykreowani, którzy za „bellę” ginąć będą i masowo, chociaż są wśród nich tacy, którzy tych „bell” się boją i nie potrafią z nimi rozmawiać. Rzecz podejmuje nieco tematyki ważniejszej, próbuje iść w satyrę na chociażby tradycyjny podział ról płciowych, konwenanse czy stereotypy płciowe i narodowe, ale tak naprawdę odnosi się wrażenie, że liczy się szalona, skrząca się humorem i nutą absurdu widocznego głównie w szacie graficznej (ach to hamowanie czołgiem) akcja. Co mi pasuje, bo to jednak seria rozrywkowa, która potrafi zaoferować nieco głębi, ale jednak chcemy się przede wszystkim rozerwać. Ma ten tom feministyczne przesłanie, ale nienachalne i bynajmniej nieprzekombinowane, ma też sporo trafnych spostrzeżeń, do tego fajnie uchwycony wątek SI (mimo, iż brak oczu jakoś mnie nie przekonał), a i postacie naprawdę dają radę.

 


Graficznie to, chociaż mamy utrzymany trend poprzedniej odsłony serii, czyli pewne uproszczenie kreski, jest bardzo miodnie. Może i całość jest nieco prostsza, ale widać, że Buchet już nie eksperymentuje i znalazł dobrą na tę prostotę metodę. Nie ma już pewnych wpadek pod względem proporcji, a świetne uchwycenie zrujnowanego świata, pojazdów i gadżetów, plus doskonały kolor budujący wyśmienity klimat. No super mi to weszło, bawiłem się przednio – wrażenia podobne, jak przy tomach pierwszym i trzecim – i chociaż to tom przestojowy, mający odciągnąć nieco w czasie ważne wydarzenia, wypada lepiej niż niejeden tom ciągnący główną akcję. I tylko trochę żal, że w tym wydaniu mamy pierwszą, nie tak dynamiczną i dopracowaną okładkę, ale i ona ma swój urok.

Komentarze